No właśnie.. Okres przejściowy między, właściwie zabawą, a szkołą, w której trzeba już wiedzieć co chce się robić dalej... I na co to komu?
Wychuchana to ja nie byłam, ale grzeczna owszem.. Nikt ze mną nie miał problemów, bo nie kurzyłam, nie piłam, jedynie co, to potrafiłam porządnie przyłożyć i się odszczekać, przez co często lądowałam na herbatce u vice dyrektorki, a że bardzo mnie lubiła, bo byłam dobra z maty, to mogłam u niej siedzieć całą lekcję i gadać o pierdołach. Akurat miałam to szczęście, ze trafiłam do najlepszego gimnazjum, do klasy najlepszej pod względem wyników w nauce, ale za to najgorszej pod względem zachowania.. Większość chlała, paliła, byli i tacy, którzy cięższych rzeczy próbowali, a ja byłam pośmiewiskiem, bo zawsze trzeźwa.. Piwa nie, fajki nie... Nic tylko różaniec do ręki i do klasztoru.. Kiedyś było mi nawet trochę przykro ale już teraz to nawet sie z tego cieszę i żal mi tych, którzy spadli na totalne dno, choć uważam, ze sami się prosili..
Mimo wszystko, akurat gimnazjum wspominam dobrze, bo klasę miałam dosyć fajną, a i nauczycieli bardzo dobrych i sympatycznych, ale wymagających.. Ale to co się teraz dzieje, to mi się w głowie nie mieści..
Co do dostawania za friko, to też miałam niemało takich sytuacji, kiedy ktoś próbował.. Bo mała i chuda to się nie obroni.. a tu psikus taki, że jeszcze bardziej poszkodowani z tego wychodzili... Wystarczyło się ubrać na czarno i wybrać na wycieczkę w pewną nieprzyjemną dzielnicę zwaną "slumsy" i mogło Ci się oberwać za wygląd. A mnie to sie nawet kiedyś za oczy oberwało...
😉)
Ja tam lęku wysokości nie mam, wręcz przeciwnie.. ale za to pająków się bam. xD