Kwestia po co to robić, jeśli chcecie brzmieć jak kermit to droga wolna.
Nawet śpiewacy operowi śpiewają przez nos. A rockowcy(po polsku czy po angielsku, co za różnica) czy lepsi popowcy robią to nagminnie i w dużych ilościach.
Przykłady:
-Bon Jovi
-Niemen
-Marek Piekarczyk
-Grzegorz Kupczyk
-Chad Gray
-Nickelback
-Matt Shadows
Natomiast, żeby nikt się nie burzył, "nosowość" w głosie wcale nie bierze się z kierowania rezonansu do nosa.
Oczywiście tu wypadało by rozdzielić to co można nazwać nosowością, na dwie części, dobrą i zła.
Dobra to taka, która faktycznie wynika ze śpiewania lekko przez nos, czyni to głos miękkim i przyjemnym w odbiorze, a różnice w ilości nosa często są świetnym patentem na interpretację utworu.
Zła nosowość, czyli to co dotyczy osób z problemami. To obniżanie ilości niektórych formantów w głosie.
Otóż okazuje się, że to co nam przeszkadza, jest tak samo obecne u osób dobrze śpiewających, gdzie jest myk?
Jest to w dużej mierze zagłuszane lub wręcz przeciwnie, słychać to aż za bardzo, gdyż ilości poszczególnych formantów nie są względem siebie poprawne. Przez to głos jest dużo mniej przyjemny = nie potrafimy śpiewać.
Do meritum, co zatem należy zrobić?
Niestety, powodów dla którego tak jest może być multum, zaczynając od zbyt mocnego śpiewu (nadmierna aktywność TA), przez złe podparcie, po zbyt skrajne ustawianie samogłosek.
Jak więc to rozwiązać?
Wyeliminować inne błędy, dziadowaty nos zniknie sam, jeśli zaczniecie śpiewać poprawnie
🙂
A to zrobić można przez umieszczenie jakiejś próbki, wróżenie z fusów to głupi pomysł.
A co do podanych sposobów, gorący ziemniak jest zły z przynajmniej kilku przyczyn, owszem, może nam wyeliminować nosowość dobrą, tylko po co? To się wam może przydać tylko w śpiewaniu klasycznym (wtedy podniebienie faktycznie jest dość wysoko, chociaż, nie wszędzie). Może spowodować kermita (jego głos, patrz muppet show) przez spięcie podniebienia, co jest również złym zjawiskiem. Ograniczy wam śpiewanie w górę (tylko ustawiając się na jasno, można dojść do wysokiej części swojego głosu, podniebienie wysoko = ustawienie na ciemno, odpowiednie dla klasyki).
Jasne ustawienie tak swoją drogą wcale nie jest męczące dla ucha, wszyscy wyżej wymienieni wokaliści mają jasny setup.
Problemem może być jednak to, że na początku ciężko jest się przyzwyczaić do podniebienia nisko, gdyż reszta waszego setupu w tym momencie ustawia was na turbo jasno i to trzeba skorygować, bo inaczej faktycznie będzie brzmieć jak kaczka.
Poza tym, kompletnie nie zadziała na osoby dotknięte problemem złego nosa.
Rozdziawianie buzi szeroko; i tak i nie, nigdy nie otwieramy buzi bardziej niż na grubość 2 i pół palca, to max. W większości przypadków wystarczy nawet jeden, pamiętajmy, że im jaśniej ustawiamy samogłoski tym mniej musimy rozdziawiać buziuchnę. Tu od razu przestrzegam przed ustawianiem samogłosek z korkiem (chcecie śpiewać jak pseudo klasycy muzykę rozrywkową, okej, wasz wybór
🙂).
A dlaczego tak? Bo faktycznie otwieranie buzi za mało blokuje głos i powoduje spięcia.
Warto pamiętać, że śpiewanie jest odczuwalnie głośne, okej, można to robić i cicho i głośno, ale zazwyczaj wydaje nam się, że wokalista śpiewa ciszej, niż śpiewa na prawdę.
Zatykanie nosa paluchami i klamerkami. To pomaga wyczuć kiedy walimy przez nos, jeśli jednak naszym celem nie jest wyeliminowanie dobrego nosa, pomysł nie zadziała.
Co do języka w którym śpiewamy, bez znaczenia, inna kwestia, że Polacy tak beznadziejnie ustawiają głosy (a jak myślicie, dlaczego większość nie potrafi nawet 100 lat porządnie zaśpiewać), że faktycznie może to powodować problemy. Cóż, spójrzcie na wspomnianego Piekarczyka, ustawia się zawsze tak samo (niezależnie od języka), pewną ilość nosa ma non stop, a brzmi dobrze i tu i tu.
Szerokie otwarte gardło, to do innych rzeczy się przydaje
🙂 Otwarte gardło jako termin niedefiniowalny powinno być przeze mnie olane, no ale jeśli wziąć pod uwagę, że to po prostu brak spięć i poprawność emisyjna to samo otwarte gardło jest ok, a że szeroko, patrz punkt dotyczący samogłosek. (samogłoska jasna = samogłoska wąska = samogłoska przymknięta = jęzor wypukły ,a nie wklęsły).
Noo, naprodukowałem się, pozdrawiam
🙂
@edit
sandral pisze:
Koniecznie trzeba przy śpiewaniu otwierać buzię, a właściwie rozdziawiać tak, żeby migdałki było widać Inaczej dusimy głos i wyprowadzając go przez nos osiągamy efekt kwakania. Jeśli chcesz sprawdzić, czy prawidłowo śpiewasz to zatkaj nos i zaśpiewaj swoją partię - jeśli nie ma różnicy przy zatkanym i nie zatkanym nosie to wszystko jest OK. Oczywiście dotyczy to głównie samogłosek bo np. takiego "m" nie ma jak zaśpiewać inaczej niż przez nos
Odniosę się do tego postu, bo niestety rady takie są w Polsce popularne okrutnie, a nic dobrego nam z głosem nie robią.
Czytajcie, będziecie brzmieć jak większość badziewnych polskich wokalistów.
Teraz dlaczego tak jest. Polacy mają nawyk do używania samogłosek otwartych, to dość naturalne bo używają całkiem sporo przydźwięku, więc w momencie gdy "nie widać migdałków" albo gdy "dodajemy nosowe brzmienie" zaczyna to brzmieć jak kaczka. Problem w tym, że to nie pomaga w uzyskaniu dobrego brzmienia, dobre brzmienie tworzy się ustawiając samogłoskę na jasną (zamkniętą) i redukując ilość przydźwięku do takiego stopnia, aby uzyskać porządne brzmienie. W tym momencie możemy śpiewać przez nos i brzmienie zacznie być lepsze niż w przypadku samogłosek otwartych bez nosa. Poza tym, wtedy śpiewa się zwyczajnie łatwiej.
A co do wokalistów którzy brzmią okrutnie nosowo (bo większość dobrych zawsze dodaje go trochę):
-Layne Staley
-Chris Cornell
-M. Shadows
-Chuck Billy
-Zakk Wylde
I co, brzmią źle? Nie wydaje mi się
🙂