Billie Holiday
Billie Holiday, a tak naprawdę Eleanora Harris (ur. 7 kwietnia 1915 w Filadelfii, zm. 17 lipca 1959 w Nowym Jorku) urodziła się jako nieślubna córka młodocianych, kilkudniowych kochanków, którzy nigdy nie myśleli o małżeństwie. Matka, Sadie Fagan, pochodziła z baltimorskich nizin społecznych, ojciec, Clarence Holiday, był muzykiem występującym nawet przez pewien czas z orkiestrą Fletchera Hendersona. Dzieciństwo Billie nie było szczęśliwe; rodzice nie przejawiali specjalnego zainteresowania ani wychowaniem, ani edukacją córki. Dorastała w atmosferze murzyńskiego getta w Baltimore. Mając kilkanaście lat, zaczęła regularnie zarobkować: raz jako służąca, innym razem jako prostytutka. Prostytucja, nocne życie, pijackie przyjęcia w klubach oraz narkotyki
Billie Holiday, a tak naprawdę Eleanora Harris (ur. 7 kwietnia 1915 w Filadelfii, zm. 17 lipca 1959 w Nowym Jorku) urodziła się jako nieślubna córka młodocianych, kilkudniowych kochanków, którzy nigdy nie myśleli o małżeństwie. Matka, Sadie Fagan, pochodziła z baltimorskich nizin społecznych, ojciec, Clarence Holiday, był muzykiem występującym nawet przez pewien czas z orkiestrą Fletchera Hendersona.
Dzieciństwo Billie nie było szczęśliwe; rodzice nie przejawiali specjalnego zainteresowania ani wychowaniem, ani edukacją córki. Dorastała w atmosferze murzyńskiego getta w Baltimore. Mając kilkanaście lat, zaczęła regularnie zarobkować: raz jako służąca, innym razem jako prostytutka. Prostytucja, nocne życie, pijackie przyjęcia w klubach oraz narkotyki stały się sensem życia i początkiem tragedii kilkunastoletniej dziewczyny. W 1929 r. Billie wraz z matką przeprowadziła się do Nowego Jorku. Billie przypadkowo podjęła pracę jako wokalistka w jednym z klubów Harlemu, co stało się dla niej impulsem, by poświęcać muzyce coraz więcej uwagi. Wrodzone poczucie rytmu, frazowanie, swing i murzyński temperament kryły nieporadności wokalne Billie. Na małych estradkach klubów i kafejek Harlemu jej piosenki stały się lokalnymi przebojami.
Intensywność estradowa i praca w nocy powodowały, że Billie potrzebowała zachęty, by recital sprawiał przyjemność i publiczności i wokalistce. Po raz kolejny sięgnęła po marihuanę i alkohol. Przez wiele lat na temat życia i kariery "Lady Day" krążyły różne plotki. Sytuację tę zmieniło ukazanie się w 1995 r. nienagannej pod względem warsztatu badawczego książki Stuarta Nicholsona, wnoszącej dokładnie udokumentowaną i wiarygodną historię tego okresu. Badania Nicholsona potwierdziły m.in. tę część faktów, które wokalistka odsłoniła w swej autobiografii z 1956 r. "Lady Sings The Blues", a odrzucanych przez innych autorów jako przesadzone. Holiday szybko opanowała sztukę przeżycia w skrajnej nędzy, wśród uprzedzeń rasowych i krzywd związanych z egzystencją w czarnym getcie. Sadie, porzucona przez Clarence'a, zabrała córkę ze sobą do Nowego Jorku, aby tam żyć w biedzie, poniżeniu i oczekiwaniu co zadziwiające na swoją wielką szansę. Billie miała już za sobą dokonany na niej, gdy miała 11 lat, gwałt, a potem związany z tym szok i pobyt w zakładzie opiekuńczym. W Nowym Jorku żyła przez krótki czas z prostytucji, za co aresztowano ją razem z matką w 1929 r. Karę odbyła w zakładzie poprawczym na Ryker's Island.
Pomimo tych dramatycznych doświadczeń, braku wykształcenia ogólnego i muzycznego, śpiewała coraz lepiej. zaczęła się też pojawiać w nowojorskich klubach i podejrzanych przybytkach z nielegalnie sprzedawanym alkoholem. Tam właśnie Holiday usłyszał John Hammond. Prasowa relacja Hammonda z tego występu dotarła aż do Londynu, a on sam zadbał o zorganizowanie sesji nagraniowych. W listopadzie i grudniu 1933 r., w czasie trzech sesji, nagrano dwie piosenki. Benny Goodman kierował dziewięcioosobowym zespołem studyjnym. Najpierw nagrała "Your Mother's Son-In-Law", potem wiązankę "Riffin' The Scotch". Żaden z utworów nie ukazał jej pełnych możliwości interpretacyjnych, bo też nie takie były intencje autorów projektu. Nagrań dokonano w celu zaprezentowania Holiday jako wokalistki w ramach zespołu, który miał eksponować przede wszystkim instrumentalne możliwości Goodmana, puzonisty Jacka Teagardena i innych solistów. Nagrania dokumentują wczesny okres rozwoju śpiewaczki, słychać jednak tutaj w tym momencie szereg charakterystycznych cech jej wysoce indywidualnego stylu wokalnego, co można sprawdzić dzięki filmowi "Symphony In Black", nakręconemu z Dukiem Ellingtonem (1935).
Pod koniec 1934 r. jej kariera nabrała większego przyśpieszenia dzięki koncertom w najsławniejszym centrum rozrywki Harlemu w Apollo Theatre. Bez wątpienia, jej rozluźniony, ociągający się w stosunku do pulsu rytmicznego styl interpretacji, nie za bardzo spodobał się bywalcom tej sali. Holiday jednak umiała jak mało kto szybko dostosować się do nowych okoliczności, tak więc kiedy cały spektakl wszedł w drugi tydzień eksploatacji a śpiewała teraz już z orkiestrą Ralpha Coopera jej notowania poprawiły się. Wokalistka powróciła do studia nagraniowego w połowie 1935 r. Tę nową sesję zorganizował Hammond, ale kierownikiem artystycznym był tym razem Teddy Wilson. Artystka znalazła w nim rozumiejącego partnera, który pomógł ukazać jej talent w całej pełni. Cztery piosenki wybrane na tę sesję odbiegały od przeciętnej produkcji, a panująca tu atmosfera nieobowiązującego jam session nadzwyczaj odpowiadała Billie. Świetnie się też odnalazła w nowym kontekście, mając do dyspozycji mistrzowski akompaniament Wilsona, Goodmana, Roya Eldridge'a i Bena Webstera. Tak oto wzeszła nowa gwiazda, umiejąca przyodziać zwykłą popularną piosenkę w emocjonalne napięcie pierwszorzędnego bluesa lub ballady.
W latach 1937-38 Holiday śpiewała z big-bandem Counta Basiego, gdzie wdała się w romans z gitarzystą Freddiem Greenem. W lutym 1938 r. odeszła z zespołu, by niemal natychmiast, nie przerywając pracy, znów wyjechać na trasę, tym razem z "białą" orkiestrą Artiego Shawa. Od orkiestry tej odeszła pod koniec roku, a powodem były przykrości ze strony rasistów, zwłaszcza na południu kraju. Był to już jej ostatni angaż w charakterze członka zespołu, odtąd miała pojawiać się w roli samodzielnej artystki. Nadal nagrywała i można przypuszczać, że z tych nagrań najbliższe jej sercu były płyty z Wilsonem, trębaczem Buckiem Claytonem i saksofonistą Lesterem Youngiem. Emanujące wzajemną inspiracją partnerstwo Holiday z Youngiem dało kilka najpiękniejszych interpretacji jej życia.
Bezsprzecznie te i inne nagrania dokonane w latach 1935-1942 można postawić obok najpiękniejszych kart historii jazzu. Naturalna łatwość i lekkość, z jaką Holiday interpretuje jazz, jest tym bardziej przekonująca, że artystce towarzyszą najwybitniejsi muzycy jazzowi lat 30. Nagrywa i koncertuje z Bennym Goodmanem, Fletcherem Hendersonern, Countem Basiem, Johnnym Kirbym. Występuje w filmie "Symphony in Black", śpiewając wraz z orkiestrą Duke'a Ellingtona swój wielki przebój "Big City Blues". Współpracuje z muzykami, którzy zaliczani są do największych nowatorów jazzu: Royem Eldrige'em, Benem Websterem, Freddiem Greenem, Lesterem Youngiem. Powstają wtedy standardy, których interpretacja na stałe wejdzie do kanonu muzyki jazzowej (np. "The Man I Love", "All Of Me", "Back In Your Own Backyard").
Na początku 1939 r. w karierze Holiday można odnotować ponownie wielki skok w górę. Znów pomocne ręce podali jej Hammond oraz właściciel klubu Barney Josephson. W styczniu tego roku otworzyła sezon z orkiestrą Frankiego Newtona w Café Society, zdobywając sobie natychmiast mieszaną czarno-białą publiczność, po raz pierwszy też poczuła smak bycia prawdziwą gwiazdą. Ten angaż, jak też kilka nagrań dla wytwórni Commodore Milta Gablera w tym posępnie dramatyczny "Strange Fruit" oznaczały w jej karierze punkt zwrotny. Z okresu tego pochodzi jedna z najciekawszych płyt Lady Day, album "Strange Fruit" z makabryczną, narkotyczną interpretacją tytułowego utworu. Jest to pieśń protestu, która stała się symbolem i muzycznym zawołaniem dla amerykańskich Murzynów. "Strange Fruit" był jednym z pierwszych utworów muzycznych skierowanych przeciwko dyskryminacji rasowej. Płyta przyniosła także inne przeboje-standardy jazzu, m.in. "Fine And Mellow" oraz "Yesterdays". Nagrania te zostały zaaranżowane w taki sposób, by podkreślić spokojny, melancholijny śpiew Lady Day. Styl ten będzie charakterystyczny dla Billie Holiday w latach 40. Jazzowe melancholijne ballady: "Georgia On My Mind", "Body And Soul", "Solitude" i "God Bless The Child", staną się w interpretacji Billie Holiday ważnymi krokami w historii nowoczesnej wokalistyki jazzowej i zrównają twórczość "Lady Day" z najwybitniejszymi innowacjami jazzu. Naturalność śpiewu, pozornie melancholijna interpretacja wydawała się, być może, pozbawiona pełnej, jazzowej ekspresji, ale właśnie ta powściągliwość była w jej muzyce najbardziej fascynująca.
Lata 30. w karierze Billie Holiday to okres szczególny. Z jednej strony powodzenie i popularność, z drugiej problemy, z którymi nawet u szczytu kariery Billie nie mogła sobie poradzić. Uznanie i sława sięgały wtedy zenitu: koncerty w Carnegie Hall i retransmisje radiowe, wielotysięczne nakłady płyt, popularność nie tylko w środowisku czarnych Amerykanów. Jednak cały czas Billie Holiday walczyła ze swoimi nałogami: narkotykami i alkoholem. Wplątana w sieć zależności show-businessu, zapracowana do granic fizycznej wytrzymałości, coraz częściej sztucznie podtrzymywała swoją estradową gotowość. Narkotyki i alkohol nie pozostały bez wpływu na psychikę artystki. Coraz częściej zrywała koncerty, spóźniała się na nagrania, stwarzała problemy. W tym czasie była już poważnie uzależniona od alkoholu, paliła nałogowo tytoń i marihuanę, uwielbiała drogie stroje i ekskluzywne sklepy, a jej apetyt seksualny określano jako "nadzwyczaj zdrowy". Tak więc na twarde narkotyki lansowane przez subkulturę lat 40. rzuciła się od razu. Początkowo nałóg ten w niczym nie umniejszał jej możliwości wokalnych. Jej zachowanie stawało się jednak coraz mniej obliczalne. Zarabiała krocie, z czego połowa szła na jej nałogi. Pomimo to cieszyła się teraz publicznym uznaniem. W ankiecie magazynu "Esquire" (1943) krytycy wybrali ją najlepszą wokalistką, przed Mildred Bailey i Ellą Fitzgerald.
Na tym etapie życia Billie podlegała już regularnym nawrotom depresji, fizycznego cierpienia i załamań zdrowia. Miała też za sobą sporo przynoszących kłopoty miłosnych afer, ale 25 sierpnia poślubiła Jimmiego Monroego. Związek ten w niczym nie przyniósł jej ulgi i trwał zrywany i zawiązywany na nowo aż do rozwodu w 1957 r. W 1947 r. skazano ją na resocjalizację w Federalnym Zakładzie Karnym w stanie Wirginia Zachodnia. W latach 50. kłopoty nadal jej nie odstępowały. W konsekwencji kolejnego procesu o narkotyki, nowojorska policja odebrała jej, upoważniającą do występów, "kartę kabaretową". To sprawiło, że nie wolno jej było pojawiać się w jakimkolwiek lokalu z wyszynkiem. W 1949 r. aresztowano ją ponownie za posiadanie narkotyków, a potem jeszcze raz w 1956 r. Ciągle jeszcze nieźle zarabiała, jednakże dwa lata intensywnego nadużywania alkoholu i narkotyków nadwerężyły jej głos. Pod koniec maja 1958 r. przewieziono Holiday do szpitala z powodu dolegliwości serca i marskości wątroby. Nadal ścigana przez policję, ponownie została oskarżona o posiadanie narkotyków, w rezultacie nałożono na nią areszt w szpitalu. Tym sposobem największa z jazzowych wokalistek zmarła w poniżających warunkach 17 czerwca 1959 r.