czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 6

   Vivien ogarniała trochę w pokoju. Lada chwila miała zjawić się Lynn. Nie chciała witać przyjaciółki w bałaganie. Odkładała czytaną przez nią aktualnie książkę na półkę, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Dziewczyna zbiegła szybko na dół i otworzyła stojącej w drzwiach przyjaciółce. Przytuliła ją na powitanie i zaprosiła do środka. Zaprowadziła przyjaciółkę do swojego pokoju.
-No, więc co się dzieje? -rzuciła prosto z mostu Lynn.
-E.. no ten. -zaczęła Viv, miętoląc w ręce kawałek bluzki- Pamiętasz Haydena?
-Haydena? Nie za bardzo.
-Ten, którego śledziłam.
-Aaa. Już kojarzę. No i co z nim.
-Bo on po tym wydarzeniu zaprosił mnie na fejsie i przyjęłam go. Potem zaczęliśmy pisać i rozmawiać w szkole. O błahostkach, takich jak oceny, jak minął dzień i tym podobnych.- uśmiechnęła się lekko i ciągnęła dalej- Wiesz, że on ćpał, nie? No i gdy tak rozmawialiśmy któregoś razu, powiedział, że przestanie. Ale nie chciał ciągać się po odwykach. Uznał, że da radę sam. I jak na razie idzie mu to całkiem nieźle, tyle, że nie jest do końca sam, bo ja mu pomagam. Właśnie dlatego wczoraj wyszłam tak niespodziewanie. Gdy jest mu ciężko, to dzwoni, a ja przychodzę do niego i go wspieram. Jak na razie to pomaga, więc staram się jak mogę.
Spojrzała pytająco na przyjaciółkę.
-Oo.- tylko tyle zdołała wydusić zdumiona Lynn.- Nie wiedziałam.
-Ja przepraszam, że nic nie powiedziałam, ale to nie jest coś co można sobie od tak powiedzieć. Kiedyś bym ci powiedziała, na pewno. Wybaczysz mi?
-Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. I oczywiście, że wybaczę.- także się uśmiechnęła.- A teraz wiesz co? Musisz mnie z nim poznać.
-Co? - wykrztusiła zaskoczona- Czekaj, powtórz.
-Chcę żebyś mnie z nim zapoznała. Wolałabym wiedzieć z kim się spotykasz. Martwię się o ciebie.
-Tylko to nie tylko ode mnie zależy. Ale spytam się i gdy się zgodzi to was zapoznam.
  Lynn rozejrzała się chwilę po pokoju wiedząc, że o coś musi jeszcze spytać, ale nie pamiętała o co. Gdy przeleciała wzrokiem większość pokoju i dotarła do siedzącej naprzeciw niej Vivien, jej uwagę przykuł pewien przedmiot wiszący na szyi przyjaciółki. Tak. To o to chciała spytać. Już miała zadać pytanie, gdy odezwała się Viv.
- Prawie bym zapomniała. Wczoraj rodzice kupili mi aparat. -podniosła do góry urządzenie.- Ogarnęłam już większość opcji. Pomożesz mi z resztą?
-Jasne.

~*~
Kolejna praca. Która to już? Ósma?  A może było ich więcej? Tym razem nosił pudła w sklepowym magazynie. Wszystko to, aby jego ojczym mógł pójść na odwyk.
Aby mu pomóc... Aby stare, dobre czasy znów powróciły.
-Ej, Kevin. Dawaj no te pudła tutaj. Gdzie ty je niesiesz?- głos współpracownika wyrwał go z zamyślenia.
-Ach. Przepraszam. Już niosę.
   Gdy poukładał wszystkie pudła te puste i te z zawartością, zostawił w szatni roboczy fartuch i wyszedł. Było już ciemno, a niebo bezchmurne lśniło od wielu gwiazd.
   Gwiazdy. Ach, gwiazdy. Tyle wspomnień z nimi związanych.
Czy jest ktoś, kto by nie kochał patrzeć w gwiazdy, szczególnie gdy niebo jest bezchmurne i widać je bardzo wyraźnie? Człowiekowi aż chce się wtedy stanąć i popatrzeć w górę, albo iść z podniesioną głową. Tylko ta druga opcja jest trochę niebezpieczną, bo można na coś wpaść.
   Kevin szedł spokojnie parkiem spoglądając co raz w niebo. Zaraz miał wejść do małego mieszkanka wciąż śmierdzącego alkoholem. Zanim jednak doszedł do osiedla wyciągną z kieszenie paczkę papierosów, wyją jednego i zapalił. Zaciągnął się i powoli wypuścił powietrze razem z dymem. Szedł dalej. Przed samą klatką wyrzucił peta na chodnik i przygasił stopą. Spojrzał jeszcze raz na gwiazdy i wszedł w ciemną klatkę. Próbował zapalić światło, ale najwyraźniej kolejne żarówki się przepaliły, a nikomu nie śpieszyło się z ich wymianą. Zrezygnowany ruszył schodami na swoje piętro. Przed drzwiami mieszkania zawahał się, ale na krótko i już chwilę później był w mieszkaniu pogrążonym w ciemności tak jak klatka schodowa. Domyślił się, że ojczym śpi, więc po prostu przebrał się, nastawił budzik i poszedł spać.
~*~
   Cały dzień Belinda spędziła na nicnierobieniu. Wieczorem gdy miała już dość tej ciszy-bo przecież jej mama siedzi zamknięta w pokoju- postanowiła zadzwonić do Blake'a.
-Hej skarbie- powiedział głos w słuchawce
-Cześć misiu. Co robisz? Nie przeszkadzam?- odpowiedziała mu dziewczyna.
-Nie, nie przeszkadzasz. Nic nie robię, a ty?
-To samo. Mama siedzi cały dzień zamknięta w swoim pokoju i nawet nie zajrzy, czy żyję.-jej głos wyrażał pogardę i wyrzuty jakie miała do matki- Czy ona nie może być taka jak kiedyś?
-Nie wiem. Nic nie poradzisz na jej zachowanie. To nie twoja wina. -chłopak próbował ją pocieszyć.
-A jeśli jednak to moja wina? Jeśli to ja coś zrobiłam, ale głupia nie zdałam sobie z tego sprawy?
-Dobrze wiesz, że nic takiego nie zrobiłaś.- powiedział stanowczo Blake- Nie wynajduj sobie problemów, jak hipochondryk choroby.  Jak chcesz to przyjdę jutro do ciebie. Tak dla odmiany. A później możemy iść na spacer. Zgoda?
-Yhy...-dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem- To do jutra.
-Kolorowych snów.- usłyszała tylko w słuchawce, a potem już tylko sygnał przerwanego połączenia.
To za to go kochała. Zawsze potrafił poprawić jej humor.
__________________________________________________________________________

    Nowy rozdział w końcu. Sama nie potrafię uwierzyć jak wielkim jestem leniem.
Mam parę pomysłów co do nowych wydarzeń, ale też do modyfikacji postaci. Na szczęście modyfikacje nie zmienią tak bardzo fabuły, ale ją urozmaicą. Tak mi się wydaje.
Oczywiście, nie zapominajmy o nowej postaci. Wspomnę tylko, że to będzie dziewczyna, która dołączy do klasy Vivien i reszty.
Jak wam się podobało to napiszcie, proszę. Jakieś uwagi, krytykę, też chętnie przyjmę. 

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 5

   Lynn opowiadała Kevinowi  co jakiś czas przerywając by napić się herbaty. Podobało jej się to, że słuchał. I nie wyglądał na znudzonego.
- ... I martwię się teraz. Dość rzadko się widujemy, a gdy już się spotykamy to ona dostaje telefon i nagle wychodzi. Ja nie wiem czy nasza przyjaźń dalej przetrwa.- spojrzała w dół i upiła łyk herbaty. Przyjemne ciepło po raz kolejny rozniosło się po jej ciele.-Dziękuję.
Chłopak popatrzył na nią ze zdziwieniem.
-Za to, że mnie wysłuchałeś.-wyjaśniła.
- Nie ma za co. Nic w tym trudnego. Po prostu wiem jak to jest chcieć się komuś wygadać. -uśmiechnął się do dziewczyny. - Już w porządku?
-Chyba tak. Tak jakoś lżej.
-Widzisz. A teraz nie martw się. Na pewno wszystko się ułoży. Już tak długo się przyjaźnicie, że to aż niemożliwe, by tą przyjaźń rozerwać od tak.  Może po prostu ma coś ważnego? Spróbuj  z nią o tym pogadać.
- Jeszcze raz dziękuję, ale będę się już zbierać. Późno się zrobiło. -uśmiechnęła się -Odwdzięczę ci się kiedyś. Jakby co to mów.
Kevin odprowadził ją do drzwi i zamknął je gdy wyszła.
 ~*~
Lynn, proszę czekaj. ... Aaaach, szybciej, szybciej.... 
   
 Rudowłosa dziewczyna szybko przebierając jej- według niej niefajnymi- krótkimi nogami. Chciała jak najszybciej wrócić do Lynn i przeprosić ją za tak nagłe wyjście bez wyjaśnienia czegokolwiek.
   Gdy już dotarła niestety nie zastała jej w domu, więc wróciła do domu.
-Lynn? Jesteś w końcu. -powiedziała przez telefon, chwilę potem jak dotarła do domu. -Ja cię baaaardzo przepraszam, że tak nagle wyszłam. Wyjaśnię ci to przy okazji, bo rachunki za telefon znów wzrosły i nie chcę dostać szlabanu.
-Dobrze. To przyjdę jutro do ciebie, dobrze? -powiedziała, a gdy Viv przytaknęła dodała- No to o której?
-Hmmm... -zastanowiła się przez chwilę- może o 13?
-Świetnie. To do jutra.
 Gdy skończyły rozmawiać Viv opadła na łóżko i z westchnęła z ulgą.  Pewnie leżałaby tak jeszcze przez chwilę gdyby nie zawołaliby jej rodzice. Prędko zbiegła po schodach i weszła do dużego, jasnego salonu.
Jej rodzice niedawno wrócili. Mieli wiele toreb, które w większości leżały na ziemi. Oprócz jednej. Właśnie z tej torby Tata dziewczyny wyją całkiem spore pudełko. Vivien zaciekawiona podeszła i przyjrzała się mu.
-To dla ciebie.- rzekł pan Motion wręczając córce pudełko.- Na urodziny. Są niedługo, prawda?
-Yhy... - wzięła pudełko i przyjrzała mu się. -To... to aparat fotograficzny! Mamo, tato... dziękuję. -uściskała oboje rodziców.
Dzięki temu art'owi wpadłam na pomysł z aparatem
Źródło:  nyanyan.it
-Dobra, idź się nim pobawić, a my rozpakujemy resztę zakupów.
   Uradowana dziewczyna trzymając jeszcze nierozpakowany prezent w dłoni poszła do swojego pokoju.
Usiadła na miękkim dywanie, który był na środku pokoju i zaczęła ostrożnie rozpakowywać kryjące się w środku urządzenie. Będące w środku papiery odłożyła na bok, wiedząc, że mogą się przydać w przyszłości.
Gdy wyjęła aparat obejrzała go dookoła i zaczęła czytać instrukcję. Gdy zapamiętała mniej więcej jak owy sprzęt działa zaczęła zaznajamiać się z nim już na własną rękę. Sprawdzała różne funkcje, przyciski i zrobiła kilka próbnych zdjęć. -Jest niesamowity.-powiedziała do siebie.
Zaczęła robić zdjęcia kwiatom, przedmiotom, Aki'emu [przypominam, że to jej pies] i sobie.
Dzięki jednemu prezentowi odkryła swoją pasję.
Może nawet na całe życie.
~*~
   [Od teraz akcja dzieje się dzień później, bo ogarnęłam, że w rozdziale wcześniej Belinda była u Blake'a, a napisałam już trochę. Ustalmy, że wcześniej, czyli rozdział 4 i pierwsza część tego będzie w sobotę pod koniec lutego, a od teraz będzie niedziela. ]

   Belinda siedziała u siebie w pokoju i ćwiczyła grę na gitarze. Ostatnio znów nabrała ochoty na grę. Gdy nie ma się co robić całymi dniami to nie dziwne, że zechciała wziąć się za coś.. Dziś miała iść znów do Blake'a, ale musiał pojechać do ciotki na urodziny i dziewczyna musiała zostać w domu.
   Jej mama nie była dzisiaj w pracy, ale zamknęła się po raz kolejny w swoim pokoju jakby jej w ogóle nie było. Zdawałoby się, że jej córka w ogóle jej nie obchodzi. Nie rozmawiała z nią, nie pytała co w szkole.
Przynajmniej nie teraz.
   Kiedyś, gdy ich ojciec jeszcze był z nimi, matka rozmawiała z Belindą dosyć często. Jeździły razem na zakupy, śmiały się. Aż do rozwodu. Na początku nie było aż tak źle, ale ich wspólny kontakt stopniowo malał, aż doszło do sytuacji, w której są teraz.
   Dziewczyna odłożyła ostrożnie gitarę na bok i rozmasowała obolałe po grze palce. Wstała i nucąc People help the people poszła do kuchni zrobić sobie kanapki i herbatę. Gdy skończyła, wzięła śniadanie i zaniosła do pokoju. Włączyła komputer i jakiś film, podczas którego jadła.

People help the people.


And if you're homesic, give me your hand and I'll hold it.
People help the people 
And nothing will drag you down.
Oh, and if I had a brain,
Oh, and if I had a brain.
I'd be cold as a stone and rich as the fool
That turned and all those good hearts away.


_________________________________________________________________________________
Udało mi się w końcu napisać ten 5 rozdział.
Zdaje mi się, że jest krótki, ale ja długich pisać nie potrafię. Taki mój urok. Po jutrze kończą mi się już ferie i muszę wracać do szkoły. Bardzo mi się nie chce. ;__; Mam nadzieję, że te półrocze szybko minie.
A teraz łapcie ode mnie jeszcze jeden art z aparatem i do zobaczenia.

Także z nyanyan.it 



środa, 1 stycznia 2014

Rozdział 4

   Vivien od jakiegoś czasu szła. Szła, szła i szła, chociaż tak na prawdę stała w miejscu. Była  w jakimś mieście. Nie wyglądało na spore, ale małe też nie było. Dziewczyna to szła, to biegła, ale nadal nie przeszła ani jednego metra, centymetra, ani milimetra. W końcu sceneria się zmieniła. 
Stojące wokół bloki zmieniły się w drzewa, ulica w leśną ścieżkę, a zamiast miejskich świateł pojawiło się nocne niebo usypane gwiazdami. Gdzieniegdzie w leśnym poszyciu przebiegł jakiś zając, jeleń, albo sarna.
   Teraz jednak kroki dawały jakiś efekt. Przemieszczała się, a wraz z tym jak się poruszała, wszystko zaczęło przyśpieszać. Gdy zaczęła biec, znad horyzontu szybko pojawiły się pierwsze promienie słońca.
Według jej rachunku przebiegła ponad 2 km, więc przystanęła chwilę by odsapnąć. Wtem między krzakami z przodu zobaczyła polankę.Ruszyła ku niej, a gdy stała na jej krawędzi ujrzała w oddali stojącą tyłem postać, a gdy znalazła się bliżej środka łąki ta postać odwróciła się.
  Wszystko teraz był jakby w przyśpieszonym tempie. Ta postać. Czyli Hayden. Ubrana w różową miniówkę. Z pomalowanymi oczami. I ustami. Tańczyła. Gangnam Style'a. Viv z zaskoczenia zatoczyła się do tyłu upadając i zaczęła krzyczeć.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
-Aaa! -wyrwał jej się krótki okrzyk zaskoczenia i obudziła się. - Och, to był tylko koszmar.
    Akurat dzwonił jej budzik, więc wyłączyła go. Zeszła na dół do kuchni wcześniej wsuwając kapcie na nogi.
   Posiadłość państwa Motion mieści się na obrzeżach centrum-tj. między centrum, a obrzeżami miasta i jest bardzo piękną budowlą z dużym podwórkiem. Dom ten odziedziczyła matka Vivien, po swojej matce chrzestnej, która nie miała dzieci, ale kochała panią Motion jak własną córkę.

    Viv po zjedzeniu śniadania przebrała się i związała włosy w zgrabny koński ogon. Umalowała się delikatnie, nasypała karmy, oraz nalała wody dla Akiego i wyszła z domu. Postanowiła odwiedzić Lynn. Oczywiście wcześniej ją o tym poinformowała. Jak to zwykle u dziewczyn bywa, umówiły się na ploteczki.

   Od zabawy Viv w prześladowce -wtedy jak śledziła Haydena- minął już jakiś miesiąc. Oczywiście przyjęła jego zaproszenie na "fejsie". Nadszedł koniec zimy, więc było coraz cieplej, a leżący śnieg zamienił się w mokrą breję, zmieszaną z błotem.

   Mokry śnieg chlupał pod butami Vivien, przez co stopniowo przemakały. Pogoda była bardzo ładna.
Słońce grzało delikatnie na bezchmurnym niebie, więc dziewczyna zdecydowała się na zdjęcie czapki. Dochodziła już powoli do domu Lynn. Gdy stanęła przed bramą, przyjaciółka wyszła na zewnątrz by ją powitać. Viv otworzyła skrzypiącą furtkę i przytuliła Lynn na powitanie, jak to zwykle robią dziewczyny.
- Jestem. - rzekła z uśmiechem Vivien.
- Widzę. Dobra, wchodź do środka, bo zmarznę- pogoniła przyjaciółkę Lynn, ponieważ wyszła tylko w pół nasuniętych na nogi butach i bez kurtki.
Gdy tylko przekroczyła próg odezwał się jej telefon. Drgnęła lekko tym zaskoczona.
Odebrała szybko.
-Halo?-powiedziała.
-Przyjdź... pomóż.- wyszeptał ktoś w słuchawce. W następnej chwili słychać było trzask i dźwięk przerwanego połączenia.
Vivien wiedziała już kto to.
-Kto dzwonił?- zapytała Lynn.
Viv nie odpowiedziała. Zamyśliła się, zastanawiając co się stało. Dopiero gdy przyjaciółka potrzęsła nią lekko ocknęła się.
-Ah.. co mówiłaś? -zapytała szybko.
-Kto dzwonił?
-Aa... nikt taki, ale muszę już iść. Obiecuję, że przyjdę gdy będę mogła.- przytuliła Lynn i wyszła nie dając przyjaciółce zadać żadnego pytania.
   Szła przyśpieszonym tempem i korzystała ze skrótów. Po kilku minutach szybkiego marszu złapała kolkę.
Głupia. Skarciła samą siebie. Oddychaj równo. 
Zatrzymała się na chwilę pod drzewem i schyliła oddychając głęboko. Wolała się pozbyć kolki i stracić te kilka minut, niż męczyć się z nią przez całą drogę.
Gdy kolka w większości puściła zaczęła dalej iść, ale pamiętając już o równym oddechu. Szła tak póki nie stanęła przed drzwiami. 
Jego drzwiami...
                                                                            ~*~
   Belinda siedziała w pokoju Blake'a i powtarzała chwyty, których się nauczyła. Chłopak w tym czasie brał prysznic. 
   Po chwili wyszedł i usiadł obok dziewczyny. Był w samych spodniach i z ręcznikiem narzuconym na plecy, by wsiąknął wodę spływającą z mokrych włosów.
-Co tam grasz? -zapytał.
-Nic. Powtarzam sobie tylko chwyty. -spojrzała na niego, uśmiechnęła się i dorzuciła ironicznym tonem- A ty co tak paradujesz w samych gaciach?
-Nie w samych  gaciach, ale też w spodniach. A co? Nie chcesz patrzeć na mój kaloryfer- odpowiedział ciągnąc dalej żart rozpoczęty przez Belindę.
-A kto by chciał dotykać sam tłuszcz. -spojrzała na niego zadziornie.- Już ja jestem bardziej umięśniona.
 Mówiąc to podniosła lekko bluzkę pokazując swój szczupły brzuch. Następnie oboje się roześmiali.
Wiadomo było, że Blake ma umięśniony brzuch, ponieważ ćwiczy na siłowni, ale też to, że Belinda jest osobą szczupłą, a na jej brzuchu nie ma ani grama zbędnego tłuszczu.
Nie żeby ćwiczyła specjalnie, ale po prostu ma tak genetycznie. Mama kiedyś mówiła jej, że ma szybki metabolizm, kalorie spalają się dość szybko, a tłuszcz nie ma kiedy osadzić się po skórą.
   Blake połaskotał ją w nadal odsłonięty brzuch, a Belinda odskoczyła do tyłu, broniąc się przed łaskotkami
-Oż, ty! - powiedziała i sama rzuciła się na Blake.
I tak zaczęli swoją bitwę na łaskotki.
                                                                          ~*~
   Vivien siedziała w kącie pokoju, w którym panował półmrok. Hayden spał na podłodze z głową na jej kolanach. To już nie pierwsza taka sytuacja. Ot tamtej historii ze śledzeniem, gdy Hayden zaprosił Viv na Facebook'u  zaczęli pisać ze sobą na czacie i rozmawiać w szkole. Zaprzyjaźnili się. A Hayden postanowił skończyć z ćpaniem, dlatego gdy czasem  głód narkotykowy był tak mocny, że nie wytrzymywał, albo aż czasem nim trzęsło, to prosił ją o wsparcie. Siedziała wtedy z nim i dodawała otuchy.
   Przyszła tu jakieś pół godziny temu. Stanęła przed drzwiami, a po chwili weszła bez pukania. Skierowała się od razu do jego pokoju. Chłopak siedział skulony na ziemi i lekko trząsł się. Obok leżała jego komórka od której odpadła obudowa na baterię w wyniku upadku. Spojrzała na niego i odetchnęła z ulgą. Kucnęła obok.
-Już jestem.- powiedziała cicho i czule, jakby uspokajała zabłąkanego psa. Tak naprawdę to sama się uspokajała, bo martwiła się o niego, że coś może mu się stało albo pogorszyło.
Hayden rzucił okiem na Vivien i położył się na podłodze z głową na jej kolanach. Leżał już tak aż do teraz, a dziewczyna gładziła delikatnie jego włosy. Mijały minuty, chłopak przestał się powoli trząść, a następnie całkiem się uspokoił
-Ju.. już dobrze. -powiedział cicho powoli wstając. -Dziękuję. Gdyby nie ty...
Nie dokończył. Uśmiechnął się tylko lekko patrząc w jej dwukolorowe oczy.
-Nie ma za co. Nie mogłabym cię zostawić samego. Źle bym się z tym czuła. -odwzajemniła uśmiech i wstała.- Skoro nie jestem potrzebna, to już pójdę. Gdy zadzwoniłeś byłam u Lynn, więc muszę ją odwiedzić. Do zobaczenia. W razie potrzeby dzwoń.
Pomachała ręką na pożegnanie, a gdy już się ubrała wyszła.
                                                                            ~*~

  Kevin, tak jak od jakiegoś czasu, był w pracy. Tym razem roznosił ulotki. Zarabiał na odwyk ojca.
Udało mu się załatwić to tak, aby mógł zapłacić część pieniędzy po, dzięki czemu mógł wysłać ojczyma od razu.
Aby móc zarobić więcej, opuścił część lekcji. W razie czego ojciec obiecał napisać mu usprawiedliwienie.
Kłopot w tym, że będzie musiał nadrobić ogromne ilości materiału. Ktoś będzie musiał mu dać lekcje, ale nie wiedział od kogo ma wziąć.
   Została już ostatnia klatka. Szybko powsadzał ulotki do skrzynek pocztowych i ruszył do biura, zameldować, że skończył.
Zanim wrócił do domu skoczył jeszcze do sklepu. Wracając postanowił zwolnić i pospacerować.
Idąc brzegiem parku zauważył samotną dziewczynę siedzącą na ławce. Gdy podszedł bliżej rozpoznał Lynn.
-Hej, co tu robisz? -odezwał się gdy znalazł się obok niej.
-Hej. Nic takiego. Rozmyślam. A ty co ty robisz?
-Ja spaceruję i wracam do domu. Ale coś się stało, że tak rozmyślasz, czy tak bez powodu?
-Nic ważnego. Musiałam trochę pomyśleć.- odpowiedziała odganiając smutek widoczny na jej twarzy.
-Skoro nic takiego no to będę wracał do domu. Strasznie zgłodniałem. Trzymaj się. -pożegnał się unosząc dłoń do góry i z uśmiechem zadowolenia ze skończonej pracy ruszył w kierunku domu.
-Zaczekaj.- krzyknęła dziewczyna.- Chcę z kimś pogadać. Mógłbyś?
-Jasne. To choć do mnie, jest blisko, a poza tym będzie cieplej niż na dworze. -Kevin uśmiechnął się znowu i razem z Lynn poszli do jego domu.
________________________________________________________________________________
Dobra misie kochane.  Rozdział krótki, ale nie umiem pisać długich, a poza tym ja sama wolę czytać krótkie, bo w razie problemów w czytaniu, nie trzeba co chwilę zapamiętywać gdzie się czytało, a można wszystko na raz.
Mam nadzieję, że akcja się trochę rozwinęła.  Rezygnuję też z nazywania rozdziałów, bo nie umiem dobrać odpowiednich nazw.
A teraz
Szczęśliwego Nowego Roku <3
Napiszcie czy rozdział się podobał.

sobota, 9 listopada 2013

One-shot 200 wejść :)

Więc, tu dopiska będzie na początku. Otóż, chcę wam podziękować za to, że aż 200 osób weszło na tego bloga, a jakaś część z nich go czyta.-szkoda tylko, że nikt nie komentuje, ale Cśśśśś-Więc, to taki mały specjalny one-shot na tę okazję.
I jeszcze raz chciałabym prosić o komentowanie, chociażby coś banalnego, ale chociaż coś.
Jakby ktoś nie wiedział: one-shot to pojedyncze opowiadanie nie związane z fabułą, więc się nie pogubcie.

Nie chcę na razie mieszać wam w głowie i robić opowiadania o któreś z przyszłych par, więc zrobię takiego Trola. 
Zapraszam do czytania, mam nadzieję, że się spodoba. :)


(obrazek z neta jakby co)
P.S.
I jeszcze raz chciałabym prosić o komentowanie, chociażby coś banalnego, ale chociaż coś. :)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
   Drobny śnieg spadał dołączając się do reszty białej pierzyny albo rozpuszczał się na ciepłych twarzach przechodniów. Temperatura spadła poniżej -15 stopni Celsjusza. Mało kto teraz chodził na zewnątrz.
   Jednak Hayden stał pod murem marznąc, z szalikiem nasuniętym na nos.
Czekał na kilku kolesi, ćpunów takich jak on, co nie zadowoli ich byle badziewie.Dlatego dzisiaj wybrał towar z najwyższej półki.
Po kilku minutach w oddali zauważył ich sylwetki.
                                        A miałem przestać
   Tak naprawdę to jednak miał nadzieję, że oni nie przyjdą. Myślał, że w tedy będzie łatwiej mu skończyć z tym gównem.
   Chwilę potem byli już przed chłopakiem.
-To gdzie idziemy?-rzucił na przywitanie.
-Zachodnia część miasta może być?-zaproponował brunet drobnej postury.
-To chodźmy- ruszył przodem ku zaułkom.
   Przez kilkanaście minut szli wąskimi i tylko im znanymi uliczkami. Niekiedy były to tylko wąskie przejścia między blokami, gdzie nie mieściło się więcej osób niż jedna. Gdy dotarli to jednej z ich "baz"[czyt. miejsc gdzie się spotykali] śnieg już przestał padać.Wszyscy stanęli wokół Haydena, a ten zaczął szukać czegoś po kieszeniach. Nagle z tyłu rozległy się kroki. Jeden z chłopaków odwrócił się.
-Witam panów. Chciałbym spytać się co panowie robią, bo może to coś niewłaściwego? -powiedział z ironicznym uśmiechem mężczyzna w granatowym mundurze.
Ja pierdole, policja. Musimy wiać, bo inaczej... Nie pozwolę, na to.
-Na trzy wiejemy, do głównej bazy.- szepnął wysoki brunet.
Każdy ze sztucznym uśmiechem odwrócił się do policjanta.
-Raz...-odezwał się po raz drugi-... i trzy. Wiejemy!
    Rozpoczęła się gonitwa. Hayden razem z 4 innych osób biegł na przodzie, a za nimi jeszcze kilka osób.
Dzięki szybkiemu startowi szybko wyprzedzili policjanta, który zdał sobie sprawę z ucieczki dopiero po krótkiej chwili. Po skręceniu w jedną, a potem drugą z bocznych uliczek wydawało się, że go zgubili.
   Gdy się zatrzymali w głównej bazie, Hayden pochylił się do przodu i oparł ręce na kolanach. Dawno nie biegał, a śnieg pokrywający oblodzony chodnik i mroźne zimowe powietrze nie sprzyjały temu. W lecie potrafił biegać nawet przez 2 km, a teraz jest już zmęczony po przebiegnięciu połowy tej trasy.
  W klatce piersiowej czuł kłucie, a serce biło trochę za szybko. Czekał chwilę aż się uspokoi, a kłucie zniknie. Jego blond włosy przykleiły się do czerwonej twarzy. Jego koledzy wyglądali podobnie.
   Po kilku minutach każdy odpoczął by móc iść dalej.  Znajdowali się na małym placy z trzema uliczkami, którymi można się było  stamtąd wydostać. Ku ich zaskoczeniu z każdej wąskiej alejki wyszło po 3 policjantów.
-Teraz jesteśmy w dupie. -skomentował jeden z chłopaków.
-Oj, jesteście. Udacie się z nami do radiowozu dobrowolnie czy nie.- zapytał jeden z mundurowych.
  Miał on ciemne włosy i wąsy, ale nie był bardzo stary. Najwyżej koło 35 lat.
Hayden gorączkowo myślał co zrobić. Nie chciał się poddać, choć nadal nie wiedział co zrobić.
   Gdy tak myślał nie zauważył podchodzącego od tyłu mundurowego. W ostatniej chwili zdał sobie sprawę co się dzieje. Jednak był zbyt wolny i towar został mu odebrany.
-Nie... Oddajcie. Nie pozwolę.. -ruszył w kierunku policjanta i zaczął wieszać się na nim próbując dosięgnąć torebki. W końcu stracił równowagę i wyrżną brodą o ziemię. W tej samej chwili dwóch policjantów wsadziło go do radiowozu.
   Kilkanaście minut później wszyscy  byli na posterunku.
-Co to jest? I skąd to macie?
-... nie twoja sprawa. -powiedział pod nosem Hayden i podniósł już głos bardziej- A teraz oddajcie to i wypuście mnie. Nie będę się wam z niczego tłumaczył. MAM WAS WSZYSTKICH, KURWA W DUPIE!!!!
  Wstał z krzesełka, podszedł do ściany i zaczął walić w nią pięścią. Po kilku uderzeniach na jasnozielonej farbie zostało kilka wgnieceń.
-Proszę się uspokoić. Narobisz sobie tylko krzywdy. Lepiej odpowiedzcie, albo to się dla was źle skończy.
   Hayden usiadł i już siedział cicho patrząc pod nogi lub na sufit jakby było tam coś interesującego.
-Dobra, ja powiem... -odezwał się jeden z chłopaków.
-Zamknij się albo dostaniesz! -uciszył go od razu blondyn, więc chłopak przestał mówić.
   Znowu siedzieli w ciszy, którą przerywało tylko rytmiczne postukiwanie długopisem o stół przez policjanta. Mimo, że minęło nie więcej niż minuta, czas zdawał się zatrzymać i trwać wieczność.
-Skoro nie chcecie ze mną rozmawiać to załatwimy to inaczej.-spojrzał w stronę drzwi i krzyknął-Ej, młody! Przynieś mi tu miskę z wodą.
-Po co ci ona? -zapytał Hayden.
-Zobaczysz.
Chwilę później młody chłopak przyniósł proszoną rzecz.
-Proszę bardzo, komendancie. Ale jeśli mogę spytać. Po co ona ?
-Jeśli chcesz wiedzieć to stań obok i patrz.
   Komendant postawił miskę przed sobą i wziął torebkę z białym proszkiem. Wsadził dwa palce między ścianki i rozszerzył otwór. Potrząsnął lekko torebką by proszek opadł na dno.
-Teraz inaczej porozmawiamy.-Uśmiechnął się szyderczo.
Przechylił torebkę nad miską i zaczął opróżniać jej zawartość do miski. Jednak pod koniec zostawił odrobinkę.
-To do analizy. -polecił podwładnemu, który stał osłupiały. -No, rusz się,
 Hayden i inni wyglądali podobnie.
-M-mój ... v..vv..vvi... vibowit! Mój kochany VIBOWIT! Nie wierzę, że to zrobiłeś.  Wypuść mnie.. WYPUŚĆ! -zaczął krzyczeć w furii i machać rękami.
Prawie przywalił komendantowi, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
-Jak to... Vibowit? -zdumiał się policjant.- Wy chcieliście ćpać Vibowit? ha... większej komedii w życiu nie widziałem. Jesteście wolni.
Hayden jeszcze długo był wkurzony, ale w głębi duszy jednak się cieszył.

Może to pierwszy krok do rzucenia tego świństwa?
KONIEC 


środa, 30 października 2013

Rozdział 3 Ostatni raz. Ja już nie dam rady

Zakładka INFORMACJE, oraz na końcu notki. Zobaczcie. Głosujcie też w ankiecie.~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

   Viv biegła obok prowadzonego przez nią Aki'ego. Husky merdał wesoło ogonem i co chwilę radośnie szczekał ukazując swe zadowolenie. Oboje lubili razem biegać. Robili to codziennie, po powrocie Vivien ze szkoły. Dzięki temu dziewczyna miała dobrą kondycję i była najlepsza z biegów wśród dziewczyn, a i wśród chłopców zajmowałam wysoką pozycję.
   Za chwilę powinni wracać do domu, więc pobiegła jeszcze razem z psem do parku. Śnieg rytmicznie chrzęścił jej pod nogami, póki nie przystanęła przy oblodzonej ławce, jednej z wielu w tym miejscu.
-Odpocznij chwilę, bo zaraz wracamy.-zwróciła się do pupila opierając dłonie na kolanach.
   Z jej ust wydobywała się para, która unosiła się i zaraz znikała. Vivien rzuciła tylko przelotne spojrzenie na bezlistne drzewa i ruszyła z powrotem do domu. prowadząc obok Aki'ego.
   Gdy dobiegła pod drzwi domu była już całkiem zmarznięta. Gdy weszła zdjęła szybko kurtkę i buty, a następnie wstawiła wodę do gotowania.
   Telefon. Cholera... Szybko, gdzie on jest...
I pobiegła szybko po schodach na górę. Wpadając do swojego pokoju złapała tylko plecak i zaczęła gorączkowo szukać telefonu. Gdy wyjęła go z jednej z licznych kieszeni od razu włączyła go.
  Chwilę potem rozległ się dźwięk dzwonka.
                                                                          ~*~
-Halo-odezwał się głos w słuchawce.
-Viv, no nareszcie. Wpadaj do mnie, albo nie, ja do ciebie. -powiedziała rozemocjonowana  Lynn.
-Dobrze. Czekam.-zakończyła rozmowę Viv.
   Tak wyglądała typowa rozmowa przyjaciółek. Rzadko kiedy, wyjaśniały sobie coś przez telefon. Zazwyczaj jedna przychodzi do drugiej.
   15 minut później szatynka była już u przyjaciółki i obie piły herbatę.
-Gadaj, dlaczego nie odbierałaś?-rzuciła pełna wyrzutów Lynn.
-Przepraszam. Zapomniałam włączyć telefon, a od razu po powrocie poszłam z Aki'm pobiegać.
-Dobra, wybaczam. Opowiadaj.
-Zauważył mnie na samym początku, ale to ukrywał. Potem udawał, że śpi, a ja głupia podeszłam i dałam się zaskoczyć. Potem mnie jeszcze wyprowadził z tych uliczek, bo sama się już zgubiłam.- wyjaśniła uśmiechając się lekko.
-Och. Nic ci nie zrobił?-zapytała z troską.
-Nie. Najwyżej wystraszył, ale potem przeprosił. Według mnie jest całkiem miły. Przyznam się, że jak udawał i ja podeszłam, to gapiłam się na niego.
Nagle obie wybuchnęły śmiechem. Później Vivien opowiedziała przyjaciółce wszystko bardziej ze szczegółami. A po ich rozmowie, Lynn musiała wracać już do siebie.

                                                                             ~*~
    Chłopak wszedł właśnie do domu. Jego twarz, a szczególnie nos i policzki były zaczerwienione od mrozu. Przydługie, blond włosy potargane przez wiatr częściowo opadały na twarz. Szybko zdjął kurtkę i buty, a następnie skierował się do kuchni by wstawić wodę na herbatę. Czas oczekiwania dłużył mu się. Ciągle myślał, o tej rudowłosej dziewczynie.... jak jej tam było? Vivien. Nadal nie ogarniał trochę sytuacji i nie wiedział dlaczego go śledziła. Co ją w nim tak ciekawiło. Przecież tylko wpadli na siebie podczas drogi do szkoły.
   Z tych rozmyślań oderwał go gwizd czajnika. Wyłączył gaz i zalał herbatę. Zaniósł ją do pokoju i usiadł przed komputerem. Czekał chwilę, aż sprzęt się uruchomił i wszedł na Facebooka. Przez chwilę patrzył na tablicę, lecz po chwili w wyszukiwarce wpisywał :
"Vivien Motion"
    Ukazał mu się jej profil. Na awatarze było zdjęcie uśmiechniętej radośnie dziewczyny. Wstyd się przyznać, ale sam uśmiechnął się pod uchem  widząc jej radosną twarz.
                                                             Zaprosić, czy nie?   
Nie mógł się zdecydować. W końcu wcisnął "Zaproś do znajomych" .  Chwilę potem wyłączył komputer i gdy dopił swoją herbatę położył się na łóżku. Mimo, że chciał nie mógł zasnąć. Ciągle rozmyślał o jednym.
O niej. Nie dał rady wyrzucić jej ze swoich myśli. Próbował wiele razy myśleć o czymś innym, nawet o prochach, które zazwyczaj liczyły się najbardziej ze wszystkiego. Jednak jego próby zaśnięcia i wyrzucenia z umysłu Viv skończyły się fiaskiem.
    Zrezygnowany wstał i wyjął z szuflady biurka foliową torebkę z białą zawartością. Za każdym razem myślał czy by tego nie rzucić, ale sam i tak by nie dał rady, a na odwyk nie miał zamiaru iść.
To ostatni raz...
 Zawsze tak mówił, ale i tak były kolejne. Pewnie i tym razem będzie tak samo.                                                                                                                         ~*~
   Już od kilku minut siedział w pokoju, gdyż nie miał ochoty patrzeć na to wszystko. Na ten cały syf, butelki, które są wszędzie, oraz ojczyma, który albo pił, albo leżał nieprzytomny, nieogolony i brudny na niewiele czystszej kanapie. Sam chciał nawet kilka razy zrobić to samo. Zacząć chlać dla ukojenia bólu, ale widząc go codziennie, obiecał sobie, że nigdy nie będzie taki sam. Wiedział, że mama byłaby za to na nich zła.
   Najbardziej to chciałby by jago jedyny rodzic znów stał się taki jak kiedyś, gdy mama jeszcze żyła. By był troskliwy tak jak kiedyś.
   W końcu oderwał się od złych myśli i postanowił choć trochę posprzątać. Wstawił pranie do starej i charczącej pralki, a później zabrał się za zmywanie góry naczyń. Gdy i naczynia się skończyły, pozbierał wszystkie butelki po alkoholu, których się już sporo nagromadziło i poszedł je odsprzedać.
No, więc kilka drobnych więcej. Jeszcze jakaś praca dorywcza i będzie na rachunki.
   Pomyślał wracając ze sklepu. Jednak musiał jeszcze wiele zarobić, bo choć na rachunki  mało zostało, to potrzebował jeszcze na jedzenie, ubrania z których już powoli wyrasta i inne przedmioty, których jest ciągłe zapotrzebowanie.
   Mimo swoich starań Kevin ledwo wiąże koniec z końcem. Jego ojciec musi w końcu przestać pić.
Po chwili zastanowienia poszedł do salonu. Jak dawno z nim rozmawiał? Sam już nie pamięta.
   Podszedł i lekko go szturchnął by go obudzić. Gdy to nie pomogło, to klepnął go lekko w policzek kilka razy, póki nie otworzył oczu.
-Tato...-zaczął nie patrząc na ojca - Chcę porozmawiać.
   Poczekał aż ojczym usiądzie i choć trochę się obudzi.
-... Ja... nie daję powoli rady.- zacisnął ręce, aż zbielały mu palce.- ...prze...przepraszam, ale... chcę żebyś ... poszedł na odwyk. -teraz rozluźnił się trochę i mówił dalej. - To trochę kosztuję, ale zarobię na niego. Teraz ledwo wiążę koniec z końcem. Nauka i praca zajmują mi dużo czasu. Ale jak przestaniesz pić i znajdziesz pracę, to będzie nam łatwiej. Poradzimy sobie. My, we dwóch. -uśmiechnął się krzywą i w końcu spojrzał ojcu na twarz.
  Zobaczył wzruszenie, i troskę. Troskę o niego samego, ale też zmartwienie.
-Ja... ja chciałbym.Ale nie wiem czy dam radę. - odpowiedział w końcu lekko bełkocząc ojczym chłopaka i spuścił głowę.
_________________________________________________________________________________


Dobra, skończyłam w końcu. Dawno  nie było notki ;__;
Mam też zamiar zrobić one shoot'a na 200 wyświetleń. Dziękuję, wam. Nie wiele zostało do tego.
Ale najpierw chcę żebyście zagłosowali w ankiecie.
Wiem, jest tam na 150, ale nie wiedziałam, że tak szybko wyświetlenia wzrosną z 148 do 177 *o*
Jakby co to info w zakładce Informacje. :)

piątek, 18 października 2013

Rozdział 2 część II ... Viv, odbierz.

-Blake!!!-krzyknęła dziewczyna przytulając się do chłopaka.
-Też się cieszę, że cię widzę.-uśmiechnął się Blake.
   Oboje usiedli na podłodze i rozmawiali tak jak co dzień o przebiegu dzisiejszego dnia. Potem szatynka poprosiła o naukę gry na gitarze. Blake pokazywał pewne części melodii, a Belinda starała się je zapamiętać i powtarzała je. Chłopak zaczął ją uczyć zanim zaczęli ze sobą chodzić. W gruncie rzeczy to dzięki ich spotkaniom pokochali się. Po 2 latach nauki dziewczyna przerwała ją, lecz teraz nadal uczy się raz na jakiś czas, gdy oboje mają na to ochotę i czas.
-Dobra, koniec. Palce mnie bolą. Przepraszam, nie ćwiczyłam ostatnio.-Belinda odłożyła gitarę i oparła głowę o łóżko, bo siedzieli na podłodze.- Zmęczona jestem.
Chłopak objął ją, a ona położyła głowę na jego ramieniu i przymknęła lekko oczy. Nie zauważyła nawet kiedy zasnęła.
                                                                                 ~*~
   Gdy Hayden wyprowadził Vivien z bocznych uliczek przystanęli na chwilę.
-Ja cię jeszcze raz przepraszam. Nie wiem co mi strzeliło do głowy.-powiedziała dziewczyna.
- Wybaczam, nie musisz tego tak rozpamiętywać. Następnym razem po prostu myśl. Do zobaczenia.- uśmiechnął się i ruszył w swoją stronę.
-Do zobaczenia.
Dziewczyna obróciła się na pięcie i poszła w kierunku swojego domu. Mieszkała w dwupiętrowym domu, z dużym podwórkiem, brukowanym chodnikiem i ścieżkami  wysypanymi żwirem, oraz garażem.
     Gdy przekroczyła furtkę podbiegł do niej biało-czarny huski, o niebieskich oczach machając wesoło ogonem.
-Aki, pieseczku. Stęskniłeś się co? Już pani przyszła. Przepraszam, że tak długo.-mówiła Viv tarmosząc gęstą sierść pupila.- Pójdę tylko coś zjeść i pójdziemy pobiegać. Poczekaj na mnie.
Aki wlepił w nią parę niebieskich oczu. Wydawało się jakby zrozumiał. Gdy dziewczyna przywitała się z czworonożnym przyjacielem, weszła do domu i rozebrała się.
-Mamo! Tato! Wróciłam!. -krzyknęła, by rodzice usłyszeli jeśli byli w domu.
   Jednak nikt nie odpowiedział, co oznaczało tylko, że są nadal w pracy. Vivien odłożyła plecak do pokoju i poszła do kuchni. Na drzwiach lodówki wisiała karteczka:

     "                   Hej kotku. My jesteśmy w pracy i wrócimy          późno. Jeśli będziesz głodna zrób sobie coś do                    jedzenia. Nakarm też Aki'ego. Nie czekaj na nas. Buziaki.
                                                                                                                Mama"
Dziewczyna odczepiła ją i wyrzuciła do kosza. Następnie zajrzała do lodówki i wyjęła resztki z wczorajszego obiadu do podgrzania.
    Gdy zjadła nasypała trochę karmy do miski Aki'ego i wyszła z nim pobiegać.
                                                                  ~*~
   Lynn niedawno wróciła ze sklepu. Zostawiła wszystko na stole, a teraz siedzi  w pokoju i wpatruje się w telefon.
            Viv, zadzwoń... przez ciebie czuję się winna, że cię zostawiłam
 
  W końcu zrezygnowana odłożyła telefon i zaczęła odrabiać lekcje.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to mamy już cały 2 rozdział. Wiem, to jest badziewne, ale jakoś trzeba zacząć, a tak sama z siebie w końcu zacznę to olewać, więc wolę prowadzić bloga.
Rozdział był gotowy już z tydzień temu, ale część tekstu wzięła mi się coś tak ustawiła, że żeby wrócić do poprzedniego stanu to musiałam to przepisać. Niestety jestem leniem i dopiero dziś się na to zdobyłam.

Teraz jeszcze jest mało akcji i muszę dodać trochę więcej opisów-nie jestem w tym dobra-, ale najpierw musi się to wszytko trochę rozkręcić.
Dobra, nie zanudzam was już smerfy.
                                                                                            Wasza Kara-chan 

poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział 2 cz. I Buuu...

   Lekcje się skończyły, a Vivien znalazła w tym czasie rozwiązanie by zaspokoić swoją ciekawość. Postanowiła go śledzić.
-No proszę, Lynn. Ja chcę się tylko dowiedzieć kilku rzeczy.- rudowłosa prosiła przyjaciółkę.
-Nie i koniec. Upadłaś na głowę.- nie zgodziła się.
-Skoro tak, to idę sama. To będzie twoja wina  jeśli coś mi się stanie.
Viv odwróciła się na pięcie i ruszyła za znikającym za rogiem Hayden'em. Postanowiła go śledzić.
   Dlaczego? Sama tego nie wie. Chciała wiedzieć, dlaczego on jest taki "dziwny".
Szła za nim starając się nie robić hałasu, zachowując odległość.
Gdy chłopak skręcał w coraz to bardziej ukryte, ciasne i zatęchłe uliczki, gdzie nie mogła się schować zaczęła mieć wątpliwości. Co się stanie gdy ją zauważy?
  W końcu chłopak się zatrzymał i usiadł pod ścianą. Viv chcąc obserwować go nie będąc wykrytą schowała się za jakimś starym łóżkiem wyrzuconym na śmietnik.
     No i co teraz zrobisz, co? Będziesz tak siedział?
Patrzyła, jak wyciągnął z plecaka książkę i zaczął ją czytać.
-Co do cho...-przerwała zatykając usta dłoni i dokończyła w myślach- cholery ona wyprawia.
   Czytać? W takim miejscu? Na mózg mu padło?
Chłopak siedział tak przez kilkanaście minut, aż w końcu strony jego książki stanęła w miejscu.
-Zasnął?-zapytała siebie po cichu.
Chłopak nie ruszył się, więc albo nie usłyszał, albo naprawdę śpi.
Zaczekała jeszcze kilka minut i zdecydowała się podejść.
   Ukucnęła przed nim i przyjrzała się mu. Zobaczyła jego blond włosy opadające na jego czoło i zamknięte oczy.
  On jest naprawdę ładny. 
Patrzyła na niego, patrzyła i nie mogła przestać. On był taki śliczny ja spał.
-Buuu-krzyknął blondyn łapiąc dziewczynę za ręce i przyciskając do ściany.Ta krzyknęła przerażona i otworzyła szeroko oczy.
-Dlaczego mnie śledzisz? -zapytał wprost do jej  ucha nadal mocno trzymając jej nadgarstki.
Czuła jego oddech na karku. Przeraziła się. Od razu pożałowała tej decyzji, a ze strachu nie mogła wydobyć z siebie słowa. Po kilku  chwilach uspokoiła się trochę.
-Ja...ja... przepraszam. Nie wiem dlaczego... tak jakoś...-nogi jej się ugięły, a chłopak puścił jej ręce. Osunęła się powoli na ziemię, spuściła głowę, a włosy przysłoniły jej twarz.
Nadal się bała. On mógł jej coś zrobić, a ona o tym nie pomyślała.
  Głupia. Głupia.
Załkała cicho a potem zaczęła się śmiać.
Hayden na początku żałował, że ją tak nastraszył, lecz po chwili zirytował się.
-Z czego się śmiejesz?-rzucił
-Z.. z mojej głupoty. -gdy to powiedziała, przestała się śmiać i spojrzała na chłopaka.
Tusz rozmazał się jej na twarzy tworząc czarne smugi na policzkach.
-Przepraszam-powiedział chłopak nie patrząc na nią.
-Za co?-spytała nie ukrywając zdziwienia.
-Za to, że cię przestraszyłem. Nie chciałem doprowadzić cię do płaczu.-spojrzał w końcu na nią.
  -Ach, za to. Nic się  nie stało. To moja wina. Nie powinnam była cię śledzić- wstała i wytarła twarz chusteczką wyciągniętą z plecaka- Pójdę już. Do zobaczenia jutro w szkole.
-Do zobaczenia.
Dziewczyna zrobiła kilka kroków i już miała skręcić w jedną z uliczek, gdy Hayden złapał ją za ramie.
-Wyjście jest w tą stronę. -skazał kciukiem w tył.
-Eee zgubiłam się.
-Jesteś upierdliwym kurduplem. Chodź za mną. -i ruszył przodem
                                                                        ~*~
   Chłopak stał oparty o murek z fajką w ustach. Czekał, na znajomych.
Znajomych, właśnie. Przyjaciółmi ich nazwać nie mógł. Nie ufał im, a oni mu też. Byli po prostu pierwszymi  i jedynymi z którymi się zakolegował.
-No hej, stary. Idziemy dziś do mnie.- Zapytał jeden z szóstki chłopców.
-Sorry Luke, nie dzisiaj.-odpowiedział gdy przypomniał sobie, że miał coś zrobić.
-No dobra.
Pożegnał kumpli i poszedł dalej. Skierował się w stronę sklepu. Musiał zrobić zakupy i posprzątać w domu, oraz zarobić coś trochę na rachunki, które na szczęście były niskie.
  Wziął koszyk i zaczął krążyć między pułkami. Najpierw wziął chleb, jakieś najtańsze parówki, bo na wędlinę było za mało i butelkę wody. Po zebraniu wszystkich rzeczy ruszył do kasy. Za nim do niej doszedł zauważył dziewczynę, której się  rozsypały monety.
-Pomogę.-powiedział z uśmiechem kucając obok dziewczyny.
Razem szybko zebrali bilony i wstali.
-Dziękuję. -dziewczyna także się uśmiechnęła odgarniając brązowe włosy z twarzy-A my się przypadkiem nie uczymy w tej samej klasie?
-Yyy no chyba tak. Lynn? Chodzisz ciągle z tym rudym kurduplem... hmmm.. Vivien.
-Kurduplem? Trochę szacunku dla mojej przyjaciółki.- zrobiła naburmuszoną minę
-Och, przepraszam, ale nie zmienisz tym jej wzrostu. Jest kurduplem i nim będzie.
  Dziewczyna pokręciła tylko głową i poszła do kasy zostawiając chłopaka samego. Kevin  chwilę po niej też poszedł zapłacić za zakupy.

                                                                   KONIEC CZĘŚCI I
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Według mnie to za mało na jeden rozdział, więc będzie podzielony na 2 części, bo teraz nie mam sił pisać, a mam kilka pomysłów w głowie. Będę codziennie po trochu dopisywać do nowego rozdziału, więc na weekend powinien być.
Do zobaczenia smerfiki :*

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 1 ..taki dziwny

   ... Mała, ruda dziewczyna.
-Oj przepraszam- powiedział
-Nie to ja przepraszam. Zagadałam się z Lynn i nie uważałam-pokazała na koleżankę i dalej ciągnęła swój monolog- A ty jesteś Hayden, prawda?
-Eee.... Tak.-powiedział nieco skołowany.
  Skąd, ona mnie do cholery zna?
-Czyli dobrze pamiętam. Nie wiem, czy mnie kojarzysz, ale chodzimy do tej samej klasy. Jestem Vivien. -podała do niego rękę.
-Aha-mruknął pod nosem i uścisną jej dłoń.
Potem uśmiechnęła się do niego i poszła dalej rozmawiając z koleżanką.
    Nie wiedzieć czemu ten uśmiech spodobał się Haydenowi. Był taki szczery i radosny.
Od dawna on sam nie zaznał szczęścia. Jedyne co to haj z narkotyków i wódka.
Teraz sam skierował się w stronę szkoły, tylko, że inną drogą. On chodził na skróty- bocznymi, niebezpiecznymi i śmierdzącymi uliczkami. Nie bał się, lecz chodząc tędy czuł się dobrze.
Samotność, cisza. Słyszał nawet bicie własnego serca. Niestety trwało to krótko. Wkrótce wyszedł zza budynków przy szkole i wszedł do niej 5 minut przed dzwonkiem.
                                                                        ~*~
-Belinda Alden? -nauczycielka sprawdzała obecność.
-Jestem
-Kevin Eternal?
-Obecny
-Lynn Grendwich?
-Obecna.
-Hayden Matter?
-Jestem.
-Vivien Motion?
-Obecna.
Nauczycielka wyczytała kilka innych nazwisk i zaczęła lekcję.
   Vivien myślała nadal nad tą sytuacją przed szkołą.
 Ten chłopak... blondyn. Zdawał się być taki... dziwny. Wiedziała, że on powtarza klasę i dlatego trafił do nich. Chodzą słuchy, że ćpa i pije. Nie zdziwiłaby się gdyby to była prawda.
 
    Gdy lekcja dobiegła końca uczniowie wyszli na korytarz. Każdy poszedł pod swoją salę, położył plecak i albo siedział, albo poszedł gdzie indziej. Viv razem z Lynn usiadły pod salą i rozmawiały.
-Wiesz, Lynn. Ten chłopak... co dzisiaj na niego wpadłam wydaje się być dziwny. Może nie jakiś zły czy coś, ale... samotny. Tak... samotny. Wydaje się być z tego powodu zadowolony.Aż mam dreszcze.- zatrzęsła się udając dreszcze.
-Nie przejmuj się nim. On ma swoje życie i pewno nie chce byś wchodziła w nie z butami.
-Masz rację.
Rozmawiały tak dalej, aż do dzwonka.
                                                                        ~*~
     Chłopak szedł z papierosem w ustach. Uspokajał go. Palił już od jakiś 2 lat. Matka przecież nie żyła, ojczym był zawsze schlany w trzy dupy, więc kto miał mu zabronić?
-Ooo, kogo tu mamy, Kevin. Hej brachu. Masz coś?-powiedział brązowowłosy chłopak, który stał na czele nielicznej grupki, której członkowie nie wyglądali przyjaźnie.
-Nie.
-Och szkoda. Następnym razem załatwisz?-dalej dopytywał.
-Może. -odburknął krótko i poszedł dalej.
     Przed szkołą  wyrzucił peta i zgasił go stopą.
-Ej młody chłopcze. Wyrzuć to do kosza. -upomniała go pani dyżurująca.
-Nie-burkną pod  nosem i poszedł do szatni.
  Lekcja była nudna. Zasypiał już. A na przerwie siedział tylko pod salą. W między czasie do jego uszu dotarły urywki rozmowy dwóch dziewczyn siedzących obok.
  Nie żeby on  podsłuchiwał, ale  po prostu mówiły głośno. Na szczęście i tak go to nie interesowało. Wpatrywał się w zieloną ścianę budynku, a słowa dziewczyn wpadały do jednego ucha, a drugim wychodziły.
Na następnej przerwie w sklepiku szkolnym kupił sobie "Siedem dni" i zjadł pod salą.
   10zł - około 2 złote . Zostanie mi jakieś 8 złoty. Ehhh... Chleb, ...  to daje 5, ... i jeszcze... [bla bla bla  i tak w stylu co kupić, aby wyszło najtaniej]
                                                                             ~*~
-Ej, Blake pomożesz mi w tym zadaniu.- poprosiła dziewczyna stojąca nad nim.
-Spadam. Korepetytor ze mnie czy jak? -spławił dziewczynę
  I to ma być "podrywanie" ? Haha, bo ja nie słyszałem co one mówiły, wcale. 
      Chłopak siedział pod salą. Uczył się w technikum, bez Belindy. To było trochę uciążliwe. Po szkole i przed spotykał się z nią ciągle, ale w szkole był napastowany przez inne dziewczyny. Musiał za każdym razem je spławiać. Na razie tylko ogranicza się to do chichotów obok, oraz pojedynczych dziewczyn proszące o pomoc w nauce, lub innej drobnej sprawie. Myślał nawet, czy nie zerwać z Bel, ale po chwili z
zganił się za ten pomysł. Za mocno ją kochał, by to zrobić. Znali się od dawna, a chodzili ze sobą już kilka lat. Byłoby to niemożliwe.
  W końcu przestał dumać nad sobą i wszedł do sali, bo po chwili zadzwonił dzwonek.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobra smerfki, oto macie pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się podobał.
Miał być  w weekend, ale byłam przez dwa dni u rodziny i zaczęłam  w sobotę, odrobinę dopisałam wczoraj i dziś skończyłam.
Wiem, rozdział jest byle jaki, krótki i ogólnie bleee. Mi też się nie podoba, ale brak weny skutkuje takim oto wynikiem.
P.D.
Niedługo pojawi się obrazek 1-szej postaci - Belindy. 

czwartek, 19 września 2013

Prolog

Drrrrr..... Coś zadzwoniło.
Chłopak otworzył oczy i wyłączył budzik. Było jeszcze ciemno.
-Nienawidzę zimy. - mruknął pod nosem
Podniósł się na łokciach i usiadł na łóżku.
Czas zbierać się do szkoły. Jej też nienawidzę... ach...
Najpierw wrzucił do plecaka potrzebne rzeczy i wyszedł z pokoju. Poczuł intensywny zapach alkoholu, który nie był mu obcy. Jego ojczym pił odkąd matka zmarła, czyli od jakiś 13 lat. Mimo, że miał dopiero 4 latka, to dobrze to pamiętał.
    Siedział sobie  i grał w jakąś samochodówkę, gdy jego ojczym wparował do pokoju.
-Kevin, ubieraj się. Jedziemy.
-A...ale, ja chcę dokończyć.-pisnął.
-Nie marudź w tej chwili.
Zostawił wtedy grę na pauzie, założył buty, wziął kurtkę i zszedł schodami za ojczymem.
Jechali spory kawał czasu, póki nie pokazał się budynek szpitala. To tam jechali.
Po zapytaniu w recepcji poszli do pokoju nr 13.
-Och... przyszliście- powiedziała kobieta, która była cała w bandażach i miejscami w gipsie, oraz miała podłączoną aparaturę.
Widać było, że się dopiero obudziła.
-Mm....ma....ma. -powiedział chłopiec
-Przepraszam cię synku, że mnie taką widzisz. Nie chcę byś przeze mnie płakał.
Siedzieli tam przez kilka godzin, a potem pojechali do domu.
   Wieczorem zadzwonił telefon.
To była informacja ze szpitala o śmierci jego matki i, że przetrzymają ją przez 2 godziny, bo takie są procedury.
Potem był już tylko pogrzeb

  Pamiętał to. Dobrze to pamiętał, a na samą myśl łzy stawały mu w oczach.  Zajrzał do sąsiedniego pokoju, bo drzwi były otwarte. Normalnie by ich nie otworzył.
On leżał tam. Tak jak zwykle. Napity do utraty przytomności, nieogolony i brudny. Wszędzie walały się butelki, po piwie i wódce.
  Mimo, że tak  wyglądał, było mu go szkoda. Dlaczego? Bo w czasach jego dzieciństwa był dobry. Nawet bardzo dobry. Mama go kochała, on jego też. Ale co robi rozpacz, stres? Ingeruje w życie ludzi i doprowadza ich do szaleństwa. Jedni piją, ćpają, tracą zmysły, nabywają lęków.
Wiedział dlaczego jego ojciec taki jest, dlatego nadal go kocha.
   Podszedł do lodówki i ...
-Kur*a, znowu nic nie ma.- powiedział.
Zamknął ją, sięgnął do puszki na szafce i wyciągną  stamtąd 10 złoty.
Musi wystarczyć.
Założył wczorajsze spodnie, t-shert i bluzę. Na korytarzu założył buty, kurtkę, wziął z półki papierosy i wyszedł.
                                                                 ~*~
-Viv. Hej. Chodź. -krzyknęła dziewczyna o jasno brązowych włosach i brązowych oczach.
-O Lynn. Hej. -odpowiedziała jej Vivien.
Obie dziewczyny były w 1 klasie LO. Razem w "F" . Były wzorowymi uczennicami, oraz molami książkowymi. Akurat szły do szkoły i się spotkały. Dalej szły razem plotkując.
-Masz pracę dodatkową z polskiego- zapytała
-Oczywiście- odpowiedziała Lynn.
-A ja nie. Nie chciało mi się.
-Viv. No coś ty. Przecież ty zawsze robiłaś prace dodatkowe.
-Dobra, dobra. Raz mi się nie chciało, a ty już masz wyrzuty. To było przecież dla chętnych, a ja nie jestem, proste.
Czy ona zawsze musi się tak czepiać? ...Ale to moja przyjaciółka,  martwi się o mnie.
Potem dalej szły razem do szkoły rozmawiając.
                                                                  ~*~
-Blake... Miałeś mnie zabrać do kina. -powiedziała proszącym tonem Belinda.
-Skarbie. Nie mam czasu.-zbył ją nie odrywając spojrzenia od książki.
   Zawsze mnie zbywa.
Wyrwała mu książkę z ręki, założyła zakładkę i położyła na półce.
-Eeej... oddaj.-powiedział chłopak.
-Po moim trupie. Po pierwsze, patrz na mnie jak do ciebie mówię. Po drugie jakaś książka jest ważniejsza ode mnie.-powiedziała zirytowana.
Blake przytulił ją i potarł nosem o jej nos.
-Proszę ,patrzę ci w oczy. Prosto w oczy. A żadna książka nie jest ważniejsza od ciebie, tylko to po prostu lektura, a mam czas na jej przeczytanie do  jutra. Wiesz, że nie znoszę czytać. A jeśli chodzi o kino, to możemy wybrać się za tydzień, jak skończymy ją omawiać. -pocałował ją delikatnie w usta.
-No dobrze. -uśmiechnęła się -ale za tydzień idziemy do kina i nie ma żadnego przekładania.
-Obiecuję-także się uśmiechnął.
-Skoro obiecujesz, to zagraj mi coś, a potem dam ci spokój i pójdę już do domu, bo za chwilę idę do szkoły.
-Skoro prosisz, to zagram.
    Wziął do rąk gitarę i nastroił ją. Gdy był już pewien, że dźwięki są właściwe zagrał jej ulubioną melodię, którą kiedyś sam wymyślił. Belinda była zachwycona, a przy ostatnich wybrzmiewających  dźwiękach wstała pocałowała go i wzięła torebkę.
-Do zobaczenia. Kocham cie.- pożegnała się.
-Ja ciebie też. Do zobaczenia.- odpowiedział jej po zakończonej już piosence.
Jak  ja  go kocham. Nie chcę iść do szkoły. Pewnie znów dostanę jedynkę z niezapowiedzianej kartkówki, bez której się na pewno nie obejdzie.    Dziewczyna ruszyła do domu. Wzięła szkolną torbę i poszła do szkoły.
                                                                         ~*~
-Aaa... mój łeb. -rzekł chłopiec a jasny kosmyk włosów opadł mu na czoło.
Dopiero wstał. Ciemność za oknem wyraźnie wskazywała wczesną godzinę, lecz była zima i to był zwykły ranek przed szkołą.
 Ja pie***le, dlaczego, nie wywalili mnie jeszcze ze szkoły? 
   On sam nie chce z niej odchodzić, ale gdyby go wywalili to by już nie wrócił. Ma mieszkanie, jest pełnoletni, to po co mu szkoła?
   Podszedł do lustra. Zobaczył siebie. Zwykłego chłopaka o blond włosach i błękitnych oczach, w samych spodniach od piżamy i z podkrążonymi oczami.
Poszedł do łazienki znaleźć jakieś leki przeciw bólowe. Gdy  znalazł ostatni listek wziął dwie i popił wodą.
Zadzwonił telefon.
-Halo?... Mama?-odebrał- Hej.... Nie, nie spałem już... Dziękuję, że się o mnie martwisz, ale poradzę sobie. Wystarczy, że opłacacie za mnie mieszkanie. ...Nie, nie wywalili mnie jeszcze...Miłego dnia, całuski, pa.
   Odłożył telefon, ubrał się, wziął plecak i wyszedł. Głowa nadal go bolała.
 Jak wrócę, muszę wziąć prochy. Uzależniłem się kur*a. Nie pójdę na żaden odwyk.
Blondyn szedł ośnieżonymi ulicami, a śnieg chrzęścił i skrzypiał pod butami.
Mijał zakręt i nagle wpadł na kogoś. Upadł. Ta osoba też. To była ...

                                                                        ~*~
Pam pam pam. I oto koniec prologu.
Jakby co w kursywie będę pisać ich  myśli, a retrospekcje pogrubieniem, dobrze?
 Wkrótce dodam oddzielne karty, gdzie będą różne informację, a jedną z nich będą postacie. Dostaniecie tam dokładny opis postacie, oraz rysunki-ale dopiero jak wykona je Mrs. Papka, czyli moja przyjaciółka-,  a tak poza tym, spodobał wam się prolog?
I jeszcze raz proszę o komentarze jeśli ktoś to czyta, bo to dla mnie ważne. :D

Rozdział powinien być w weekend jak dopisze mi wena.

środa, 18 września 2013

Hej smerfy.Przedstawienie.

Hej smerfiki. [Mogę was tak nazywać?]
Tak, o to ja. Będę autorką tego bloga, opowiadania itd.
Stworzyłam go wczoraj, więc nie martwcie się, że jest w rozsypce. Będę stopniowo go ulepszać.
A tak... muszę się wam przedstawić. Jestem Karolina, ale możecie mówić na mnie kara-chan/karaczan.
Nazwę wymyśliła mi Mrs. Papka, moja przyjaciółka, także bloggerka.
A więc, blog będzie opowiadaniem o trójce ludzi z problemami i czwartym człowieczku, który będzie miał w miarę normalne życie i dołączy do tej gromadki kłopotów. (z czasem bohaterów może być więcej, oraz pojawią się postacie poboczne)
Postacie będą w oddzielnej zakładce, tak samo jak i informację o nagłówku (skąd, kto i jak-o ile takowy będzie) itd.
 I mam jedną prośbę do was.
Jeśli jakiś post/rozdział wam się spodoba to proszę komentujcie, bo to będzie mnie motywowało do dalszej pracy. A jeśli chodzi o błędy to wytykajcie mi je śmiało, bo ja staram się pisać jak najlepiej etc.
To na razie tyle, spadam do szkoły. Jak wrócę postaram się coś napisać.
Mata ne (na razie).