wtorek, 15 marca 2016

x



Jak zwykle wyszło jak wyszło. To co aktualnie jest trochę minęło się z moim początkowym planem - jednak mimo wszystko staram się być pozytywnej myśli. Rozstania, nigdy nie były i nie będą niczym przyjemnym. Zostawiłam za sobą w Anglii wiele wspomnień, wielu ludzi, którzy naprawdę pomogli mi się pozbierać i pokazali, że jestem silna. Jednak mimo to, postanowiłam wrócić do Polski, do mojej rodziny i bliskich za którym strasznie tęskniłam - nie skłamałabym nawet mówiąc, że tęskniłam za Polską codziennie. Tak więc, cóż więcej mogłabym obecnie powiedzieć? Mam w planach znaleźć pracę, wysłałam CV już do paru miejsc - jednak wiadomo jak to czasami bywa, coś może im nie odpowiadać i tyle będzie z odezwania się. Choć nie ukrywam, że mam nadzieje, na chociaż jedną odpowiedź. W końcu wypadałoby sobie dorobić przed studiami. Do końca nie wiem na jaki chciałabym iść kierunek, a raczej na który kierunek dostałabym się z moją maturą.. Cóż, spróbujemy szczęścia, a potem będziemy myśleć co dalej.

wtorek, 1 grudnia 2015

x



Miałam nadzieję, że chociaż tym razem przemogę się do prowadzenia owego bloga i nie będę miała w nim jakiegoś większego przestoju - jednak jak zwykle, moja wena mnie zawiodła również teraz. Cóż takiego mogłabym napisać? W przeciągu tych paru dni (wręcz tygodni) miało miejsce naprawdę wiele rzeczy. Jednak moja pamięć mnie zawodzi i nie będę niestety w stanie opowiedzieć wszystkiego. Najważniejszym faktem jest chyba to, że kończę bycie Au Pair. Miałam zostać tutaj, w Maidenhead przez rok - jednak problemy prywatne (które wypełzły z biegiem dni na światło dzienne) skłoniły mnie do podjęcia takiej, a nie innej decyzji. 23 Grudnia (a więc w pierwszy dzień świąt) będąc z dala od rodziny (ponieważ bilety na święta są naprawdę drogie) będę rozpoczynała swoje nowe życie w Londynie. 





Dzień za dniem, 
Marnuje się
Wszystko stoi, bezwietrznie.
Dzień za dniem, 
Buduj to co chcesz
Mieć wiecznie.
Tylko tak mogę mieć pewnego dnia,
Czego wciąż mi brak.
Zbyt wiele chwil, 
Do stracenia jeszcze mam,
Nie chcę już na niby żyć.




Moje aktualnie plany? Przed świętami przeprowadzam się z Maidenhead do Londynu do mojego chłopaka i jego rodziny. Spędzamy wspólnie Święta i Nowy Rok, a na początku stycznia lecimy odwiedzić moich rodziców i znajomych. W planach jest również tatuaż, w końcu czas zacząć się dziarać. Ciągle tylko mówiłam, mówiłam i czas wcielać słowa w życie. Wracamy w połowie stycznia do UK, i wtedy właśnie zacznie się poszukiwanie przeze mnie pracy. Z biegiem czasu, z każdą kolejną rozmową z bliskim doszłam do wniosku, że powinnam przestać się tak bardzo przejmować tym co powie o mnie rodzina i inni ludzie. W końcu życie ma się tylko jedno i samemu się wie, jak chce się je przeżyć. Nie będę żyć tak jak chcą tego moi rodzice, jak moi przyjaciele, bo sama doskonale wiem co jest dla mnie najlepsze - i powinnam w końcu zacząć słuchać sama siebie. Bo słowa innych ludzi, są jedynie opinią, która nie powinna być dla mnie zbyt istotna. Zawsze brakowało mi odwagi, aby powiedzieć sobie STOP i zacząć żyć pełnią życia. I może właśnie ten krok (zakończenie bycia Au Pair) będzie w pewnym sensie moją ucieczką od starej mnie i zacznę żyć tak jak powinnam. I mam nadzieję, że moje plany wypalą - nie to co plany Nowo Roczne składane sobie z roku na rok. 


środa, 11 listopada 2015

x



No i powoli wszystko zaczyna iść we właściwym kierunku - miejmy nadzieję, że jak najdłużej. Prawdą jest, że gdy człowiek dozna miłości wszystko inne przestaje mieć znaczenie i nawet najgorsze rzeczy nie wydają się nam takie złe. Spędziłam z pewnym chłopakiem przemiły weekend w Londynie, z czego również ten weekend mam zaplanowany razem z nim. Jestem ciekawa co takiego z tego wyjdzie. Tym bardziej, że najprawdopodobniej - od Stycznia moim domem będzie Londyn. W końcu ile można siedzieć na tyłku nic nie robiąc, mam tego dość. W końcu umówiłam się na spotkanie w związku z insurance'm więc jestem o krok bliżej do swojego planu docelowego. W styczniu również odwiedzimy Polskę (odwiedzimy?). Owszem, My - bo bilety mamy już zakupione z Ozim na 9 styczeń na jakiś tydzień (albo i 8 dni). A po powrocie z Polski nadejdzie czas na poszukiwanie pracy, i próbowanie ułożenia sobie życia normalnie 'na swoim'. Jestem dobrej myśli i wydaje mi się, że wszystko z czasem pójdzie w dobrą stronę - w końcu ile złego mogłoby mnie spotkać  w życiu? Coś mi się wydaje, że póki co limit złych rzeczy przysługujących mi się wyczerpał, więc nie pozostaje mi nic innego niż ciesze się, że jest dobrze. 

Kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy.
Za pieniądze, których w rzeczywistości nie mamy.
Aby zaimponować ludziom, których nawet nie lubimy..

Już za miesiąc i 5 dni mam egzamin w Collage'u aby dostać certyfikat ukończenia lvl 3, jednak będę musiała poszukać innego Collage'u. Bo aby uzyskać 'całkowity' certyfikat, muszę zaliczyć jeszcze 2 semestry - ale nie będzie z tym jakiegoś większego problemu. Mogę to sobie nawet na spokojnie zostawić na potem, nie muszę się z tym śpieszyć. W końcu osiągnęłam to co chciałam - polepszyłam swój angielski. Z każdym dniem jest on coraz lepszy i lepszy - więc jestem jak najbardziej zadowolona i z pewnością nie poprzestanę na tym. Oglądanie filmów, słuchanie muzyki, czytanie - to wszystko po angielsku, naprawdę dużo daje wbrew pozorom. No i najważniejsze.. Decyzje apropo przeprowadzki już podjęłam. nie pozostaje mi nic innego niż odliczać dni do pierwszego grudnia - bo właśnie wtedy chcę powiedzieć rodzince o tym, że jednak odchodzę. Mam cichą nadzieję, że przyjmą to na spokojnie i nie będę miała w związki z tym żadnych problemów z nimi przez 1,5msc, które z nimi zostanę. 


środa, 4 listopada 2015

x



JEŻELI SZCZĘŚCIE JESZCZE DO CIEBIE
NIE PRZYSZŁO, TO ZNACZY, ŻE 
JEST DUŻE I IDZIE MAŁYMI KROCZKAMI.




Udało mi się zawitać na parę dni do Polski z czego bardzo się cieszę. Niestety dopiero teraz dochodzi do mnie fakt, jak bardzo tęskniłam za rodziną i za tym miejscem. Gdy zobaczyłam na lotnisku moją mamę, która po mnie przyleciała automatycznie miałam łzy w oczach - a do wylewnych osób, raczej nie należę. Możliwe, że dopiero teraz wszystko zaczyna do mnie dochodzić. Na samym początku byłam na tyle zafascynowana Anglią i nowym otoczeniem, że nawet przez myśl nie przeszłoby mi to by wrócić do Polski i cieszyć się z tego wyjazdu. Byłam 2 miesiące temu na jakieś 2 tygodnie - ale widząc mamę na lotnisku wtedy nie władały mną jakieś silne uczucia. Jednak teraz w październiku, nie miałam w głowie innej myśli niż ta mówiąca mi 'Tak bardzo nie chcę wracać do Anglii, chcę zostać w Polsce i spróbować tutaj' - jednak mimo wszystko rozsądek zwyciężył. W końcu co takiego czeka mnie w Polsce? Marne pieniądze, przepracowywanie się i ciągłe bieganie w te i z powrotem by zadowolić siebie, rodzinę, współpracowników i przyjaciół. Tutaj mam w sumie spokój, moje obowiązki nie są zbyt przytłaczające i mój czas tutaj traktuję w połowie jako wczasy, w połowie jako pracę. Co jest mi jak najbardziej na rękę. 

Dochodzę do wniosku, że gdzie bym nie była - w jakim kraju - Polska zawsze będzie dla mnie ważna i zawsze będę do niej wracała. Nawet jeżeli zostanę tutaj i osiądę w UK, to z pewnością wrócę sobie do Polski na stare lata. Aby już spokojnie na emeryturze móc sobie usiąść i spokojnie żyć. Jednak mimo wszystko co by się nie działo, kocham mój kraj. I coś czuję, że nawet gdyby trzeba  było - z miłą chęcią chwyciłabym za broń w obronie mojej ojczyzny. 

Podróż z Polski do Anglii była dość ciężka - biorąc pod uwagę fakt, że wylot mieliśmy o godzinie 23 czasu Polskiego, a w domu w UK byliśmy koło godziny 2 (spać poszłam 2.30 więc teoretycznie o 3.30 czasu Polskiego). Tego samego dnia pobudka po 4h, bo o 7 trzeba już budzić chłopców do szkoły. Miałam o tyle szczęście, że moja host mama była w domu i zawiozła chłopców do szkoły, więc nie musiałam dodatkowo się męczyć. Chwilę posprzątałam, posiedziałam na komputerze grając w jakieś gry ze znajomymi. Więc nie zrobiłam niczego ambitnego, jednak kolejnego dnia (a więc dzisiaj) znowu poszłam spać późno. Musiałam uzupełnić swoje braki z poprzednich zajęć na Collage'u. Odrabiałam moje zadanie domowe chyba do godziny 1 więc ponownie zasnęłam dość późno, z tą różnicą że rano o 7 musiałam przygotować chłopców i sama odstawić ich do szkoły. Wróciłam, trochę posprzątałam i udałam się na zajęcia. Po nich przysiadłam do komputera i chwilę pograłam ze znajomym na steamie w Killing Floor 2 (gra naprawdę wciąga). Znowu zabrałam się za sprzątanie, a potem przygotowałam kolację. Niestety ubolewam nad faktem, że łapie mnie chyba jakaś choroba - niemiłosiernie boli mnie głowa, brzuch i chodzę jak jakiś zasmarkaniec po domu. Wezmę sobie na noc tabletki z nadzieją, że mimo wszystko będzie dobrze i rano będę się czuła lepiej niż dzisiaj. Oby właśnie tak było. Tymczasem uciekam chyba do spania, w końcu mój organizm potrzebuje też wypoczynku, a spanie po 4-5 h dziennie z pewnością na dobre mi nie wyjdzie. 





poniedziałek, 26 października 2015

x



Mijają kolejne sekundy, godziny i dni - a ja wciąż bezustannie mam wrażenie, że siedzę w tym samym miejscu gdzie byłam jeszcze parę lat temu. I nie chodzi mi tutaj o miejsce na ziemi, nie chodzi mi o Anglię czy Polskę - ale o moje własne 'ja'. Wciąż mam dziwne wrażenie, że nie robię nic ambitnego ze swoim życiem, wciąż siedząc w tym samym miejscu - nie mając na dobrą sprawę w sobie niczego, co mogłoby mieć jakąkolwiek wartość. Kiedyś miałam naprawdę duże szansę aby grać zawodowo w koszykówkę, byłam w tym naprawdę dobra. Po czasie jednak moja motywacja przestała nagle istnieć - przez co całkowicie zrezygnowałam z tego sportu. Wciąż jednak do niego wracam, często wychodzę na boisko z moją piłką wspominając jak bardzo to lubiłam. Oglądam NBA w telewizji, śledzę moich znajomych z dawnej drużyny (pomyśleć, że parę osób nadal faktycznie gra mimo że od mojego ostatniego kroku na parkiecie minęło już 5 lat). Do tego dochodzi fakt śpiewania. Przecież tak bardzo to kochałam, nadal kocham - jednak aktualnie nie pozostaje mi nic innego niż tłuczenie się w ten głupi łeb i mówienie sobie "czemu nie chodziłaś na lekcję śpiewu, kiedy miałaś czas, czemu byłaś tak leniwą mendą zamiast wykorzystać taką szansę". I dziś oto jestem ja.. 21 letnia dziewczyna, po ukończonym technikum ze zdanym egzaminem zawodowym i maturą - pracująca jako niania w UK. W wieku 21 lat mogłabym mieć naprawdę o wiele więcej, gdybym tylko chciała.. Ale oczywiście księżniczka była za leniwa aby ruszyć swój tyłek - i zrobić coś ambitnego w swoim życiu. A dzisiaj? Dzisiaj jest podobnie.. Gdybym miała więcej motywacji, samozaparcia z pewnością miałabym aktualnie coś więcej niż spędzanie paru godzin dziennie zajmując się dziećmi i sprzątając cudze mieszkanie.. Do tego kurs języka, na którym szczerze mówiąc nie uczę się niczego więcej - niz potrafię sama. Co dodatkowo demotywuje, zamiast zachęcać do działania. A mi nie pozostaje nic innego niż trwanie w nadziei, że w końcu otworzę swoje oczy i chwycę swoje życie w ręce aby wycisnąć z niego jak najwięcej. Póki co będę biernie siedziała w miejscu, patrząc jak mijają moje minuty - a ja nawet nie kiwnę palcem aby cokolwiek w tym zmienić. Może kiedyś w końcu się opamiętam i przestanę trwonić swój czas i sprawię, że moje życie będzie lepsze. Oby. 




x



Dochodzę do wniosku, że żywienie uczuć do kogoś kto nie koniecznie czuje to samo może nieźle zdołować. Najgorzej jest, jeżeli czujesz, że właśnie ta osoba, mogłaby być tą z którą miałabyś szansę zbudować coś poważnego, coś co mogłoby długo trwać i być czymś cudownym. A jeszcze gorzej, gdy właśnie ta osoba, kocha kogoś innego i nie jest w stanie 'wyleczyć się' z tego uczucia - nawet wtedy gdy sam ma świadomość, że będzie cierpieć z powodu swojej miłości. Z biegiem czasu zaczęłam zauważać więcej, a moje uczucia przestały być tak mocne, przesłonił je rozum (w końcu). Zawsze byłam głupią, młodą, porywczą dziewczyną, która potrafiła z łatwością przywiązać się do wszystkich i właśnie chyba to gubiło mnie za każdym razem. Moje serce było wielokrotnie w malutkich kawałeczkach, ponownie sklejane i znowu połamane - nie potrafię nawet policzyć ile dni spędziłam płacząc do poduszki. Cieszę się, że z biegiem dni, tygodni, lat, dorosłam i potrafię 'trzeźwo' podejść do wielu rzeczy. W końcu nie można całe życie otaczać się ludźmi, rzeczami i miejscami, które sprawiają nam ból. Nauczyłam się odcinać od ludzi, którzy są dla mnie 'nieodpowiedni', którzy mogą mnie zranić lub po prostu sprawić mi kłopot (lub wpakować w jakąś nie miłą sytuację). Dzięki temu moje dni są znacznie łatwiejsze. Nawet teraz.. powoli dochodzę do wniosku, że mam w sobie tyle miłości - która nie mogła znaleźć u mnie ujścia. A dlaczego zawsze zatrzymywałam tą miłość tylko i wyłącznie dla mojego faceta? Czemu zawsze mówiłam tylko mu miłe słowa, czemu zawsze chciałam być tylko blisko niego, odkładając na boczny tor moich znajomych - którzy byli przy mnie zawsze, a nie jedynie na chwilę. I tak mijały kolejne związki, przychodziły kolejne miłości - a ja z biegiem dni coraz bardziej oddalałam się od tych, którym zawdzięczam najwięcej.. Jednak dorastanie ma również swoje dobre strony. 



Od małolata zawsze powtarzał mi tata:
"Pamiętaj, synu, wszystko co oddajesz w końcu wraca"


niedziela, 25 października 2015

x




Z biegiem czasu zaczęłam się zastanawiać nad swoją osobowością. Nad swoimi mocnymi i słabymi stronami, przyzwyczajeniami, Strasznie łaknę zmian. Co chyba nie jest niczym pozytywnym. W żadnej pracy nie zagrzałam miejsca na długo - bo nudziła mnie monotonia. W związku zawsze wymyślałam nowe rzeczy - koncerty, kluby, oglądanie filmów, spacer - zawsze coś aby nie popaść w tą monotonie. To samo zauważyłam w kwestii moich włosów miałam: pomarańczowe, czerwone, rude, brązowe, fioletowe. blond, czarne - zmieniałam kolor 'tak często jak rękawiczki'.




Koncentruj się bardziej na własnym charakterze,
niż na własnej reputacji. Ponieważ charakter
stanowi o tym kim naprawdę jesteś, a reputacja
jedynie o tym co myślą o Tobie inni.

Z każdym upływającym dniem tutaj, odliczam dzień kiedy w końcu skończę swoje początki w UK jako 'au pair'. Gdy skończę tu pracę, z pewnością znajdę sobie coś normalnego i osiądę tutaj już bardziej na stałe. I właśnie teraz patrząc na te wszystkie moje dni tutaj (a liczyć mi się ich nie chcę) zaczęłam zastanawiać się nad tym co takiego wyniosę z tego wyjazdu. Czym takim 'wzbogaciłam' swój charakter i swoje własne JA. Jedna rzecz jaka przychodzi mi teraz z głowy to fakt, że nauczyłam się wiązać krawaty (umiałam to już kiedyś ale umiejętności nie używane zanikają). Prócz tego - podszkoliłam swój angielski, bo bo w końcu właśnie po to tutaj przyjechałam, prawda? Oglądanie filmów i seriali po angielsku, pisanie z ludźmi przez internet, spotykanie się ze znajomymi innych narodowości i przebywanie w domu z ojcem anglikiem i dziećmi, które mówią po angielsku - jednak wiele daje. Możliwe, że też w pewnym sensie pod szlifowałam swoją cierpliwość, bo jednak nie okłamujmy się praca z dziećmi potrafi wyprowadzić z równowagi i to bardzo często. Prócz tych paru rzeczy - nie widzę niczego wartościowego, co mogło się stać w moim życiu i zmienić je na lepsze. A jestem tutaj już 4 miesiące (tak dokładnie 4 miesiące co do dnia). Swój pierwszy krok tutaj na Angielskiej ziemi postawiłam 25 czerwca. A już za 3 dni ponownie lecę do Polski, odwiedzić 'stare śmieci' i chociaż przez chwilę nacieszyć się rodziną, znajomymi, psem, moim mieszkaniem i polskim jedzeniem, za którym tak strasznie tęsknie. Zostało mi co prawda jeszcze 7-8 miesięcy tutaj, więc zobaczymy jak to się tutaj potoczy. Ale mam cichą nadzieję, że przez te kolejne parę miesięcy nauczę się znacznie więcej, więcej wniosę do swojego życia i w pewnym sensie 'ulepszę' swój charakter. Ale jak to będzie? Zobaczymy wkrótce.