środa, 5 kwietnia 2017

Moje prace konkursowe z 2014 roku

Hej!
Odsyłam Was dziś do wpisu, który opublikowałam na Life is beauty. Znajdziecie tam linki do moich małych dzieł sprzed 3 lat, które zostały nagrodzone w konkursach, a tutaj ich nie wstawiałam.



Serdecznie zapraszam!
PS. Prawdopodobnie musicie przepisać ten link, ponieważ na moim blogu jest zakaz kopiowania treści. Ewentualnie wejdźcie na lifeisbeauty.pl i poszukajcie w kategorii "pasja", tag "książki" ♥

Meggy

niedziela, 8 stycznia 2017

Praca konkursowa "Moje święta"

Tak jak obiecałam, gdy coś napiszę, to wstawię :) Trochę wprawdzie po tej tematyce, ale grunt, że jest! Zapraszam do czytania ♥

MOJE ŚWIĘTA


Cześć!
   Postanowiłam napisać do Ciebie list o moich świętach, ponieważ uważam, że odda on o wiele lepiej moje odczucia niż standardowa wiadomość na Facebooku, gdzie piszemy do siebie codziennie.
  Choć święta Bożego Narodzenia to taki okres w roku, którego wyczekuję z niecierpliwością, a już w listopadzie dopadają nas świąteczne dekoracje w centrach handlowych, to jednak dla mnie ta niezwykła atmosfera rozpoczyna się dopiero w grudniu, wraz z pierwszym dniem kalendarza adwentowego. Zaczynam wtedy odliczać czas do Wigilii.
   Wszystko zaczyna się od planowania. Kto dostanie jaki prezent? Jakie i ile potraw szykujemy? Kiedy robimy pierogi i ciasta? Kto będzie na Wigilii i u kogo ją robimy? Jaka choinka? Jakie dekoracje w domu? I wiele, wiele innych…
Kilka tygodni przed świętami ja, moja mama i ciocia spotykamy się na lepienie pierogów dla całej rodziny. Później ustalamy miejsce wyjątkowej kolacji oraz kto na niej będzie. Od paru lat zapanowała tradycja – Wigilia odbywa się u nas w domu, jestem ja z rodzicami, dziadkowie oraz rodzeństwo rodziców z moimi kuzynami. Kilka dni wcześniej przyjeżdża rodzina mieszkająca 150 kilometrów od Cieszyna, czyli dziadkowie i siostra mamy z moim małym kuzynem. Wtedy robi się naprawdę tłoczno, ale im nas więcej do przygotowań, tym lepiej.
Mama i babcia zajmują się szykowaniem jedzenia. Są nasze tradycyjne dania – bigos, zupa grzybowa, sałatka jarzynowa, karp, wspomniane wcześniej pierogi, kompot do picia. W tym czasie ja i tata jedziemy kupić choinkę. Zwykle stawiamy na żywą, która najlepiej wprowadza do domu świąteczny nastrój. Drzewko jest zazwyczaj średniej wielkości.
Dzień przed Wigilią albo rano tego samego dnia bierzemy się za ubieranie naszej choinki. Tata usadawia ją w stojaku, następnie znosi ze strychu bombki, łańcuchy, zabawki i światełka, które gromadziły się przez te wszystkie lata. Włączamy kolędy z ulubionych płyt i rozpoczyna się strojenie drzewka. Wcześniej robiliśmy to wszyscy, od dwóch lat była to wyłącznie moja działka. Trzeba było tylko drabiny do pomocy, ale przynajmniej mogłam zrobić wszystko według mojego pomysłu i nikt się nie wtrącał. Dekorujemy też resztę domu – stroiki, małe choinki w innych pokojach, czy najróżniejsze figurki na parapetach, meblach i stole. A na zewnątrz domu światełka, w moim pokoju także.
Potem zaczyna się wielkie sprzątanie. Właściwie, rozpoczęło się ono już wcześniej, ale ostatni raz trzeba odkurzyć, umyć podłogę, wytrzeć meble. Następnie nakrywamy do stołu, cichaczem przemycamy przygotowane wcześniej prezenty pod naszą choinkę. Przebieramy się w elegantsze ubrania, żeńska część domowników układa włosy i robi makijaż. Przyjeżdżają ostatni członkowie rodziny, ciocia z wujkiem oraz kuzyn i zajmujemy miejsca przy stole, a w tle cichutko lecą kolędy.
Najpierw odczytujemy fragment z Pisma Świętego. Później odmawiamy modlitwę, dzielimy się opłatkiem. Przechodzimy do mojej ulubionej części – jedzenia. Przy tym rozmawiamy.
Po zjedzeniu kolacji przechodzimy do długo wyczekiwanego momentu przez najmłodszych, ale nie tylko. Prezenty! Chociaż nie są najważniejsze, to zawsze wywołują na naszych twarzach uśmiechy. Rozdajemy je we trójkę z kuzynami, kolejna tradycja. Po otworzeniu upominków zostajemy przy stole albo przenosimy się na kanapę, fotele. Kolędy lecą teraz głośniej, znowu są rozmowy, śmiechy, jedzenie deseru. Prawdziwa rodzinna i ciepła atmosfera, jaką uwielbiam.
Nim się obejrzę robi się późno. Część z nas idzie na pasterkę, druga jest zbyt zmęczona. Rodzina, która dojechała tuż przed kolacją wraca do siebie. Umawiamy się, że jutro wszyscy pojedziemy do nich. W końcu to pierwszy dzień świąt.
Idę spać szczęśliwa, taka również wstaję. I w tym momencie nie liczy się dla mnie nic innego, tylko ta chwila, chcę ją zapamiętać na zawsze.
  Wiesz już, dlaczego kocham ten świąteczny czas. A kiedy się kończy, nie mogę doczekać się następnego roku. Mimo, że z pozoru zawsze wygląda to tak samo, dla mnie jest inaczej. W pozytywnym znaczeniu tego słowa. Za każdym razem powstają nowe wspomnienia, poszczególni członkowie rodziny zmieniają się, dorastają, jest ich coraz więcej. To właśnie jest dla mnie najcudowniejsze w świętach. Rodzina, ciepło, ta atmosfera oraz cud narodzin Jezusa Chrystusa, bo to właśnie jest najważniejsze w Bożym Narodzeniu.
Chciałabym się dowiedzieć, jak Ty przeżywasz ten czas. Będę czekać na odpowiedź.

Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wesołych świąt!

Twoja M.

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Blog zawieszony?

Oficjalnie - tak. Nieoficjalnie - nie.

Co to znaczy?

Nie mam zamiaru publikować tu opowiadań regularnie. Raczej sporadycznie, czasami, gdy będę miała ku temu powody.

Aktualnie zapraszam na blog założony na WordPress, czyli LIFEISBEAUTYMEGGY.WORDPRESS.COM tam jestem cały czas :)

Meggy ♥

niedziela, 7 lutego 2016

I NEED YOU Rozdział I: Don't call me "baby" - Meggy na Wattpadzie?!

 
Witam znowu!
Trochę mnie tu ostatnio mniej, gdyż założyłam konto na portalu Wattpad - wielu z was pewnie go zna. No i z chwilą powstania konta w mojej głowie stworzył się pomysł na historię, której pierwszy rozdział możecie przeczytać poniżej. Póki co mam zamiar tworzyć w tym miejscu, więc wszelkich zainteresowanych "I need you" i moją twórczością zapraszam na @meggy696
Zapraszam do czytania i widzimy się na Wattpadzie! A skoro już o reklamach mowa - http://lifeisbeauty-meggy.blogspot.com/
(żeby była jasność - nie, nie kończę z tym blogiem ;))


Poderwałam się z łóżka na dźwięk budzika. Znacie to uczucie, gdy nigdy nie wstajecie rano chętnie, ale są takie dni, że wręcz cieszycie się z pobudki? O tak, to właśnie ja w tym momencie.
Byłam rześka, jak nigdy. Dosłownie odtańczyłam "balet" na środku pokoju i lekka niczym dmuchawiec podbiegłam do okna, aby rozsunąć zasłony. Zza chmur wyglądało piękne słońce, co dodało mi dobrego humoru. Przez krótką chwilę napawałam się widokiem z mojego okna, po czym podeszłam do krzesła przy toaletce, gdzie przygotowane miałam ubranie. Założyłam moją ulubioną czarną spódniczkę oraz białą koszulkę z nadrukiem. Do tego wysokie czerwone glany, moje ulubione buty i zdecydowanie najwygodniejsze na świecie. Szybki makijaż - delikatne kreski na dolnej powiecie plus maskara. No i obowiązkowo błyszczyk. Włosy rozczesałam i odrzuciłam głowę w dół, aby dodać im objętości. Lekko zmierzwiłam kosmyki, złapałam czarną torbę, do której w pośpiechu włożyłam zwiewny crop top z czarną spódniczką typu mini i wyszłam z mojego pokoju. Gdyby ktoś mnie nie znał, nie domyśliłby się faktu, że mam siedemnaście lat. Pokój był urządzony w bardzo starym stylu, to dom po babci, a ja zajmowałam jej pokój z okresu młodości. Nie zmieniłam w nim ani grama. Ściany wciąż miały kremowy kolor. Brązowa, mahoniowa komoda z lustrem - aktualnie przerobiona na toaletkę - dalej stała przy masywnych drzwiach, których skrzydła prowadziły do garderoby. No cóż, może jednak nie wszystko zostało takie samo, schowek przemieniłam w nowoczesną garderobę, czyli marzenie każdej nastolatki. Łóżko miało czarną, metalową ramę, a śpiąc na nim czułam się jak księżniczka. Nad łóżkiem wisiał obraz mój i babci, namalowany kilka lat temu przez ulicznego artystę w Rzymie. Koło łóżka szafeczka nocna, idealna kopia komody, tylko w pomniejszeniu. A na szafce stara lampka, znaleziona przez moją ukochaną staruszkę na targu staroci w czarnogórskim mieście Bar. W pokoju było też biurko, również mahoniowe, a na nim mój stary laptop. Stało też pianino, na którym grałam od czasu do czasu. Było też wyjście na balkon - tylko mój balkon. Uwielbiałam wychodzić na niego wieczorami, aby patrzeć na ludzi, którzy spacerują po parku.
Na korytarzu coś mnie zatrzymało i wróciłam do pokoju, aby spojrzeć na babcię, która uśmiechała się do mnie z obrazu.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mi cię brakuje - szepnęłam i p szybko, gdy łzy napłynęły mi do oczu. Nie teraz, nie czas na łzy.
Weź się w garść.
Szybko wyszłam, zamykając drzwi. Wpadłam do kuchni, gdzie porwałam jabłko z misy stojącej na blacie i wrzuciłam je do torby. W korytarzu założyłam swoją błękitną, skórzaną kurtkę i podwinęłam rękawy, jednak zabrałam też ze sobą kurtkę w kolorze czarnym. Na chwilę przestałam się ruszać i nasłuchiwałam. Nic, cisza. Tata był w pracy, a mama jeszcze nie zeszła. Doskonale. Po cichutko zakradłam się do torby mamy, która leżała na krześle w jadalni i wyjęłam portfel. Przejrzałam zawartość, zastanawiając się nad sumą, której zniknięcia mama nie zauważy. Ostatecznie zabrałam 30 dolarów i szybko schowałam do kieszeni. Odłożyłam torbę i przemknęłam do korytarza. Ostatnie spojrzenie w lustro, spokojny wdech i wyszłam z domu.

*~*~*

  Może postawmy sprawę jasno - w moim domu nie obchodzę nikogo. Ojciec, zapracowany biznesmen, który wraca do domu późnym wieczorem. Zwraca uwagę tylko na pieniądze, uwielbia liczyć swoje zyski. Matka... no cóż, nie ukrywajmy. Zachowuje się jak zdzira, a tata nawet nie jest świadomy, jak wiele razy już go zdradziła. Ale nie weźmie z nim rozwodu, przecież nie miałaby już pieniędzy. Mój starszy brat, Alex, wyprowadził się kilka lat temu na studia ze swoją dziewczyną i od tamtej pory nie mamy kontaktu. Nie zdziwiło mnie to, nasza więź nigdy nie była szczególnie mocna.
Miałam tylko babcię, która odeszła zeszłej jesieni. Dlatego tak bardzo nienawidzę listopada. Wtedy zaczął się najgorszy okres w moim życiu, nie miałam nikogo, kto pomógłby mi pogodzić się z jej stratą. Właśnie w tamtej chwili poznałam moich przyjaciół. Byłam w pierwszej liceum, więc nie znałam nikogo bliżej, nie wiedziałam o łatkach, jakie przypięto innym. Cóż, trochę żałuję. Pewnie wtedy moja sytuacja nie wyglądałaby tak żałośnie, choć każdy uważał, że jestem po prostu rozpuszczoną panienką z bogatego domu. Jaka szkoda, że ludzie zawsze oceniają po pozorach.
Wchodząc do autobusu zobaczyłam Julię. Uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam w kierunku wolnego siedzenia tuż obok. Gdy już się usadowiłam objęłyśmy się na przywitanie. Dziewczyna była ciemną blondynką z zielonymi oczami i bladą cerą. Miała mały nos i usta, za to bardzo długie z natury rzęsy. Ubrana była zwyczajnie - ciemne dżinsy, czarna koszulka i koszula w czerwono-czarną kratę. Na kolanach leżała jej torba z Zary.
- Cześć - powiedziałam.
- Hej, Kat - uwielbiałam ją za to, że nie mówiła do mnie prawdziwym imieniem. Kaitlyn, ugh, nienawidziłam tego imienia, jakie nadała mi moja matka. Wolałam, gdy znajomi mówili Katie, bądź właśnie Kat.
- Masz jakiś hajs? - przyjaciółka obniżyła głos, a ja pokiwałam głową.
- W ostatniej chwili udało mi się coś wyszukać - mówiąc to sięgnęłam do kieszeni i pokazałam z dumą moją zdobycz. Oczy Julii rozbłysły.
- Czuję, że dzisiaj czeka nas szwedzki bufet - szepnęła i zachichotała, a ja jej zawtórowałam. W duchu przeklinałam się za to, co robię. Jeśli jednak nie zgodziłabym się, to zapewne do tej pory miałabym depresję po śmierci babci. A tak, przynajmniej pozbyłam się tego. Pomińmy fakt, że zamiast straty odczuwałam do siebie wstręt, że stałam się jedną z tych, których nienawidziłam jako dziecko.
Autobus dojechał na miejsce, a ja odczułam ulgę. W szkole nauka pozwalała mi zapomnieć o tym wszystkim, miałam najlepsze oceny i stypendia, wygrywałam olimpiady. Osiem godzin spokoju, a później czas zacząć moje schrzanione życie. Super.

*~*~*

  Stałyśmy przy mojej szafce, gdy go zobaczyłam. Lukas należał do szkolnej elity, był najprzystojniejszym facetem w naszej szkole. Byłam nim totalnie zauroczona i marzyłam o chwili, gdy nasze usta wreszcie się spotkają. Wychodził ze szkoły, tak jak my, więc mogłam patrzeć na jego plecy całe dwie minuty, a potem zniknął w swoim czarnym kabriolecie BMW. Ja i Julia wpakowałyśmy się do Chevroleta, gdzie siedziały już Madeleine, za kierownicą, oraz Paige.
- To co, najpierw jedziemy do mnie, a potem podbijamy najlepszy klub w mieście? - zawołała przyjaciółka, odpalając silnik, a Paige odwrociła się w naszą stronę.
- Macie coś?
- Spoko, Kat ma trzydzieści dolców - Julia uśmiechnęła się, a reszta zagwizdała z uznaniem. Paige uśmiechnęła się i wróciła do normalnej pozycji.
No tak, to właśnie moje przyjaciółki. Każdy w szkole myśli, że jesteśmy po prostu idealnymi uczennicami. Phi, dobre sobie.
Kilka minut później dojechałyśmy pod dom Madeleine. W środku nie było nikogo, ale i tak udałyśmy się prosto do jej pokoju. Lubię tu przychodzić, ten dom jest najprzytulniejszym miejscem na Ziemi, a rodzice Maddie najmilszymi ludźmi.
Podoba mi się pokój przyjaciółki. Ściany pokryte jasnofioletową farbą, meble białe jak śnieg i ogromne łóżko z baldachimem. Często dziwiło mnie, jak idealne jest wyczucie stylu i estetyki Madeline. Wszystko pasowało do siebie jak ulał. A w tym wszystkim ona - blondwłosa księżniczka z błękitnymi oczami, zdrowo opaloną karnacją i perfekcyjnym wyglądem w każdej sytuacji. Nawet do szkoły ubrała zwiewną, lawendową sukienkę, która podkreślała idealnie jej figurę.
Właścicielka domu otworzyła drzwi swojego pokoju i weszłyśmy do środka. Ja i Paige usadowiłyśmy się na skórzanej pufie pod oknem, Julia zajęła miejsce na krześle przy biurku, a Madeline wyjęła wszystkie swoje kosmetyki, które położyła na stojącym pośrodku stoliku. Sama usiadła na łóżku, odpalając MacBooka. Julia i Paige poszły do łazienki, żeby zmyć szkolny makijaż, ja zostałam. Obracałam w rękach czarną kredkę do oczu, po chwili podniosłam wzrok na Maddie.
- Madeline - zaczełam nieśmiało. Przyjaciółka popatrzyła na mnie, a jej ręce zatrzymały się na klawiaturze.
- Hmm?
- Czy... czy tobie się to podoba?
- Ale co właściwie? - odłożyła laptopa i wzięła ze stolika pilniczek do paznokci. Zawsze piłowała paznokcie, gdy szukała odpowiedzi.
- No wiesz, to conocne chodzenie na imprezy i... chyba sama rozumiesz, o co mi chodzi... - zawiesiłam głos. Czekałam na odpowiedź.
- Cóż...
W tym momencie zdanie trzeba było zakończyć, wróciły Julia i Paige. Julia stanęła przy oknie z lusterkiem i podkładem, a druga z dziewczyn zaczęła malować paznokcie na czerwono. Spojrzałam na Paige, była przeciwieństwem Madeline. Oliwkowa skóra i ciemne, krótkie włosy. Brązowe oczy, pełne usta i ciemne, gęste brwi. Teraz miała na sobie czarne spodnie i marynarkę, ale wiedziałam, że za chwilę jej ubiór zmieni się o 180 stopni.
Sięgnęłam po eyeliner i wzięłam do ręki małe lusterko. Narysowałam idealne smoky eye, następnie poprawiłam czarną kreskę na dolnej powiece. Jeszcze szare cienie i mocna, czerwona szminka. Na koniec puder, róż i bronzer. Gotowe. Wyjęłam z torby ubrania, które włożyłam do niej rano i skierowałam się do łazienki.
- Zaraz wracam - rzuciłam do towarzyszek.
Szybko się przebrałam. W czarnej mini i białym crop topie z napisem "I can be bitch if you want" czułam się trochę dziwnie, ale ostatecznie wychodziłam tak do ludzi. Jeszcze czarną, skórzana kurtka nabijana ćwiekami. Delikatnie skręciłam dół włosów lokówką Maddie i wróciłam do pokoju. Minęłam Julię, która też poszła się przebrać. Paige nigdy się nie krępowała, więc gdy wróciłam była już w czarnej, obcisłej sukience bez ramiączek.
Po chwili wróciła Julia, a wyszła Madeline. Julia założyła bordową bluzkę, krótkie dżinsowe spodenki i czarne zakolanówki. Całość dopełniła kamizelką pożyczoną od Maddie - również czarną. Ostatnia z nas założyła granatową, rozkloszowaną sukienkę. Wybiła dziewiętnasta, więc założyłyśmy czarne szpilki i znów wsiadłyśmy do samochodu Madeline. Kilka minut później byłyśmy pod klubem z którego dobiegała głośna muzyka. Nie musiałyśmy martwić się o wejście, bo każda z nas posiadała fałszywy dowód - to sprawka Paige. Nasze pierwsze kroki w środku skierowałyśmy do baru, przepychając się przez tłum. W końcu usiadłyśmy na stołkach i zamówiłyśmy drinki. Dyskretnie podałam pieniądze siedzącej obok Julii, która odeszła od baru. Po jakimś czasie wróciła i niezauważalnie włożyła towar do mojej kieszeni. Zioło, tak, zdecydowanie na tę część wieczoru czekałam najbardziej. Poszłam do łazienki, chciałam zamknąć się w kabinie, żeby nikt mnie nie znalazł i udało się. Humor od razu mi się poprawił. Ledwie wyszłam, a poczułam na karku czyjś oddech.
- Cześć, kochanie - powiedział szept przy moim uchu. Nie wiedziałam do kogo należy, ale byłam na tyle rozsądna, że wymierzyłam kolesiowi kopniaka obcasem w... no cóż, zapamięta to raczej na długo. Słysząc jęk bólu odwróciłam się do nieznajomego.
- Nigdy więcej nie mów do mnie kochanie - powiedziałam z pogardliwym uśmiechem i wróciłam do przyjaciółek.
Zdecydowanie nie dam sobie popsuć tego wieczoru, znów czułam się szczęśliwa, choć rano znów wróci uczucie tego spieprzonego życia.

Tłumaczenie tytułu: Nie mów do mnie "kochanie"