Witam znowu!
Trochę mnie tu ostatnio mniej, gdyż założyłam konto na portalu Wattpad - wielu z was pewnie go zna. No i z chwilą powstania konta w mojej głowie stworzył się pomysł na historię, której pierwszy rozdział możecie przeczytać poniżej. Póki co mam zamiar tworzyć w tym miejscu, więc wszelkich zainteresowanych "I need you" i moją twórczością zapraszam na
@meggy696
Zapraszam do czytania i widzimy się na Wattpadzie! A skoro już o reklamach mowa - http://lifeisbeauty-meggy.blogspot.com/
(żeby była jasność - nie, nie kończę z tym blogiem ;))
Poderwałam się z łóżka na dźwięk budzika. Znacie to uczucie, gdy nigdy nie wstajecie rano chętnie, ale są takie dni, że wręcz cieszycie się z pobudki? O tak, to właśnie ja w tym momencie.
Byłam rześka, jak nigdy. Dosłownie odtańczyłam "balet" na środku pokoju i lekka niczym dmuchawiec podbiegłam do okna, aby rozsunąć zasłony. Zza chmur wyglądało piękne słońce, co dodało mi dobrego humoru. Przez krótką chwilę napawałam się widokiem z mojego okna, po czym podeszłam do krzesła przy toaletce, gdzie przygotowane miałam ubranie. Założyłam moją ulubioną czarną spódniczkę oraz białą koszulkę z nadrukiem. Do tego wysokie czerwone glany, moje ulubione buty i zdecydowanie najwygodniejsze na świecie. Szybki makijaż - delikatne kreski na dolnej powiecie plus maskara. No i obowiązkowo błyszczyk. Włosy rozczesałam i odrzuciłam głowę w dół, aby dodać im objętości. Lekko zmierzwiłam kosmyki, złapałam czarną torbę, do której w pośpiechu włożyłam zwiewny crop top z czarną spódniczką typu mini i wyszłam z mojego pokoju. Gdyby ktoś mnie nie znał, nie domyśliłby się faktu, że mam siedemnaście lat. Pokój był urządzony w bardzo starym stylu, to dom po babci, a ja zajmowałam jej pokój z okresu młodości. Nie zmieniłam w nim ani grama. Ściany wciąż miały kremowy kolor. Brązowa, mahoniowa komoda z lustrem - aktualnie przerobiona na toaletkę - dalej stała przy masywnych drzwiach, których skrzydła prowadziły do garderoby. No cóż, może jednak nie wszystko zostało takie samo, schowek przemieniłam w nowoczesną garderobę, czyli marzenie każdej nastolatki. Łóżko miało czarną, metalową ramę, a śpiąc na nim czułam się jak księżniczka. Nad łóżkiem wisiał obraz mój i babci, namalowany kilka lat temu przez ulicznego artystę w Rzymie. Koło łóżka szafeczka nocna, idealna kopia komody, tylko w pomniejszeniu. A na szafce stara lampka, znaleziona przez moją ukochaną staruszkę na targu staroci w czarnogórskim mieście Bar. W pokoju było też biurko, również mahoniowe, a na nim mój stary laptop. Stało też pianino, na którym grałam od czasu do czasu. Było też wyjście na balkon - tylko mój balkon. Uwielbiałam wychodzić na niego wieczorami, aby patrzeć na ludzi, którzy spacerują po parku.
Na korytarzu coś mnie zatrzymało i wróciłam do pokoju, aby spojrzeć na babcię, która uśmiechała się do mnie z obrazu.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mi cię brakuje - szepnęłam i p szybko, gdy łzy napłynęły mi do oczu. Nie teraz, nie czas na łzy.
Weź się w garść.
Szybko wyszłam, zamykając drzwi. Wpadłam do kuchni, gdzie porwałam jabłko z misy stojącej na blacie i wrzuciłam je do torby. W korytarzu założyłam swoją błękitną, skórzaną kurtkę i podwinęłam rękawy, jednak zabrałam też ze sobą kurtkę w kolorze czarnym. Na chwilę przestałam się ruszać i nasłuchiwałam. Nic, cisza. Tata był w pracy, a mama jeszcze nie zeszła. Doskonale. Po cichutko zakradłam się do torby mamy, która leżała na krześle w jadalni i wyjęłam portfel. Przejrzałam zawartość, zastanawiając się nad sumą, której zniknięcia mama nie zauważy. Ostatecznie zabrałam 30 dolarów i szybko schowałam do kieszeni. Odłożyłam torbę i przemknęłam do korytarza. Ostatnie spojrzenie w lustro, spokojny wdech i wyszłam z domu.
*~*~*
Może postawmy sprawę jasno - w moim domu nie obchodzę nikogo. Ojciec, zapracowany biznesmen, który wraca do domu późnym wieczorem. Zwraca uwagę tylko na pieniądze, uwielbia liczyć swoje zyski. Matka... no cóż, nie ukrywajmy. Zachowuje się jak zdzira, a tata nawet nie jest świadomy, jak wiele razy już go zdradziła. Ale nie weźmie z nim rozwodu, przecież nie miałaby już pieniędzy. Mój starszy brat, Alex, wyprowadził się kilka lat temu na studia ze swoją dziewczyną i od tamtej pory nie mamy kontaktu. Nie zdziwiło mnie to, nasza więź nigdy nie była szczególnie mocna.
Miałam tylko babcię, która odeszła zeszłej jesieni. Dlatego tak bardzo nienawidzę listopada. Wtedy zaczął się najgorszy okres w moim życiu, nie miałam nikogo, kto pomógłby mi pogodzić się z jej stratą. Właśnie w tamtej chwili poznałam moich przyjaciół. Byłam w pierwszej liceum, więc nie znałam nikogo bliżej, nie wiedziałam o łatkach, jakie przypięto innym. Cóż, trochę żałuję. Pewnie wtedy moja sytuacja nie wyglądałaby tak żałośnie, choć każdy uważał, że jestem po prostu rozpuszczoną panienką z bogatego domu. Jaka szkoda, że ludzie zawsze oceniają po pozorach.
Wchodząc do autobusu zobaczyłam Julię. Uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam w kierunku wolnego siedzenia tuż obok. Gdy już się usadowiłam objęłyśmy się na przywitanie. Dziewczyna była ciemną blondynką z zielonymi oczami i bladą cerą. Miała mały nos i usta, za to bardzo długie z natury rzęsy. Ubrana była zwyczajnie - ciemne dżinsy, czarna koszulka i koszula w czerwono-czarną kratę. Na kolanach leżała jej torba z Zary.
- Cześć - powiedziałam.
- Hej, Kat - uwielbiałam ją za to, że nie mówiła do mnie prawdziwym imieniem. Kaitlyn, ugh, nienawidziłam tego imienia, jakie nadała mi moja matka. Wolałam, gdy znajomi mówili Katie, bądź właśnie Kat.
- Masz jakiś hajs? - przyjaciółka obniżyła głos, a ja pokiwałam głową.
- W ostatniej chwili udało mi się coś wyszukać - mówiąc to sięgnęłam do kieszeni i pokazałam z dumą moją zdobycz. Oczy Julii rozbłysły.
- Czuję, że dzisiaj czeka nas szwedzki bufet - szepnęła i zachichotała, a ja jej zawtórowałam. W duchu przeklinałam się za to, co robię. Jeśli jednak nie zgodziłabym się, to zapewne do tej pory miałabym depresję po śmierci babci. A tak, przynajmniej pozbyłam się tego. Pomińmy fakt, że zamiast straty odczuwałam do siebie wstręt, że stałam się jedną z tych, których nienawidziłam jako dziecko.
Autobus dojechał na miejsce, a ja odczułam ulgę. W szkole nauka pozwalała mi zapomnieć o tym wszystkim, miałam najlepsze oceny i stypendia, wygrywałam olimpiady. Osiem godzin spokoju, a później czas zacząć moje schrzanione życie. Super.
*~*~*
Stałyśmy przy mojej szafce, gdy go zobaczyłam. Lukas należał do szkolnej elity, był najprzystojniejszym facetem w naszej szkole. Byłam nim totalnie zauroczona i marzyłam o chwili, gdy nasze usta wreszcie się spotkają. Wychodził ze szkoły, tak jak my, więc mogłam patrzeć na jego plecy całe dwie minuty, a potem zniknął w swoim czarnym kabriolecie BMW. Ja i Julia wpakowałyśmy się do Chevroleta, gdzie siedziały już Madeleine, za kierownicą, oraz Paige.
- To co, najpierw jedziemy do mnie, a potem podbijamy najlepszy klub w mieście? - zawołała przyjaciółka, odpalając silnik, a Paige odwrociła się w naszą stronę.
- Macie coś?
- Spoko, Kat ma trzydzieści dolców - Julia uśmiechnęła się, a reszta zagwizdała z uznaniem. Paige uśmiechnęła się i wróciła do normalnej pozycji.
No tak, to właśnie moje przyjaciółki. Każdy w szkole myśli, że jesteśmy po prostu idealnymi uczennicami. Phi, dobre sobie.
Kilka minut później dojechałyśmy pod dom Madeleine. W środku nie było nikogo, ale i tak udałyśmy się prosto do jej pokoju. Lubię tu przychodzić, ten dom jest najprzytulniejszym miejscem na Ziemi, a rodzice Maddie najmilszymi ludźmi.
Podoba mi się pokój przyjaciółki. Ściany pokryte jasnofioletową farbą, meble białe jak śnieg i ogromne łóżko z baldachimem. Często dziwiło mnie, jak idealne jest wyczucie stylu i estetyki Madeline. Wszystko pasowało do siebie jak ulał. A w tym wszystkim ona - blondwłosa księżniczka z błękitnymi oczami, zdrowo opaloną karnacją i perfekcyjnym wyglądem w każdej sytuacji. Nawet do szkoły ubrała zwiewną, lawendową sukienkę, która podkreślała idealnie jej figurę.
Właścicielka domu otworzyła drzwi swojego pokoju i weszłyśmy do środka. Ja i Paige usadowiłyśmy się na skórzanej pufie pod oknem, Julia zajęła miejsce na krześle przy biurku, a Madeline wyjęła wszystkie swoje kosmetyki, które położyła na stojącym pośrodku stoliku. Sama usiadła na łóżku, odpalając MacBooka. Julia i Paige poszły do łazienki, żeby zmyć szkolny makijaż, ja zostałam. Obracałam w rękach czarną kredkę do oczu, po chwili podniosłam wzrok na Maddie.
- Madeline - zaczełam nieśmiało. Przyjaciółka popatrzyła na mnie, a jej ręce zatrzymały się na klawiaturze.
- Hmm?
- Czy... czy tobie się to podoba?
- Ale co właściwie? - odłożyła laptopa i wzięła ze stolika pilniczek do paznokci. Zawsze piłowała paznokcie, gdy szukała odpowiedzi.
- No wiesz, to conocne chodzenie na imprezy i... chyba sama rozumiesz, o co mi chodzi... - zawiesiłam głos. Czekałam na odpowiedź.
- Cóż...
W tym momencie zdanie trzeba było zakończyć, wróciły Julia i Paige. Julia stanęła przy oknie z lusterkiem i podkładem, a druga z dziewczyn zaczęła malować paznokcie na czerwono. Spojrzałam na Paige, była przeciwieństwem Madeline. Oliwkowa skóra i ciemne, krótkie włosy. Brązowe oczy, pełne usta i ciemne, gęste brwi. Teraz miała na sobie czarne spodnie i marynarkę, ale wiedziałam, że za chwilę jej ubiór zmieni się o 180 stopni.
Sięgnęłam po eyeliner i wzięłam do ręki małe lusterko. Narysowałam idealne smoky eye, następnie poprawiłam czarną kreskę na dolnej powiece. Jeszcze szare cienie i mocna, czerwona szminka. Na koniec puder, róż i bronzer. Gotowe. Wyjęłam z torby ubrania, które włożyłam do niej rano i skierowałam się do łazienki.
- Zaraz wracam - rzuciłam do towarzyszek.
Szybko się przebrałam. W czarnej mini i białym crop topie z napisem "I can be bitch if you want" czułam się trochę dziwnie, ale ostatecznie wychodziłam tak do ludzi. Jeszcze czarną, skórzana kurtka nabijana ćwiekami. Delikatnie skręciłam dół włosów lokówką Maddie i wróciłam do pokoju. Minęłam Julię, która też poszła się przebrać. Paige nigdy się nie krępowała, więc gdy wróciłam była już w czarnej, obcisłej sukience bez ramiączek.
Po chwili wróciła Julia, a wyszła Madeline. Julia założyła bordową bluzkę, krótkie dżinsowe spodenki i czarne zakolanówki. Całość dopełniła kamizelką pożyczoną od Maddie - również czarną. Ostatnia z nas założyła granatową, rozkloszowaną sukienkę. Wybiła dziewiętnasta, więc założyłyśmy czarne szpilki i znów wsiadłyśmy do samochodu Madeline. Kilka minut później byłyśmy pod klubem z którego dobiegała głośna muzyka. Nie musiałyśmy martwić się o wejście, bo każda z nas posiadała fałszywy dowód - to sprawka Paige. Nasze pierwsze kroki w środku skierowałyśmy do baru, przepychając się przez tłum. W końcu usiadłyśmy na stołkach i zamówiłyśmy drinki. Dyskretnie podałam pieniądze siedzącej obok Julii, która odeszła od baru. Po jakimś czasie wróciła i niezauważalnie włożyła towar do mojej kieszeni. Zioło, tak, zdecydowanie na tę część wieczoru czekałam najbardziej. Poszłam do łazienki, chciałam zamknąć się w kabinie, żeby nikt mnie nie znalazł i udało się. Humor od razu mi się poprawił. Ledwie wyszłam, a poczułam na karku czyjś oddech.
- Cześć, kochanie - powiedział szept przy moim uchu. Nie wiedziałam do kogo należy, ale byłam na tyle rozsądna, że wymierzyłam kolesiowi kopniaka obcasem w... no cóż, zapamięta to raczej na długo. Słysząc jęk bólu odwróciłam się do nieznajomego.
- Nigdy więcej nie mów do mnie kochanie - powiedziałam z pogardliwym uśmiechem i wróciłam do przyjaciółek.
Zdecydowanie nie dam sobie popsuć tego wieczoru, znów czułam się szczęśliwa, choć rano znów wróci uczucie tego spieprzonego życia.
Tłumaczenie tytułu: Nie mów do mnie "kochanie"